500+ jako inspiracja do ekono-zapasów w monetarystycznym kisielu

Jednym z najzabawniejszych ekono-produktów ubocznych generowanych przez leseferystyczny gubmint odmiany „ekono-ksenofobicznej”, który ma okazję obecnie reprezentować kapitalistów nad Wisłą, są przepychanki memetyczne ekono-recenzentów, zwłaszcza te koncentrujące się wokół wprowadzonego przez ten gubmint para-socjalu, ze szczególnym uwzględnieniem jego wpływu na wynik fiskalny. O ile wiosną na topie był temat przekroczenia przez generację złotówkowych aktywów finansowych netto rubikono-granicy 1 bln, o tyle obecnie ekono-hajp skupił się na tzw. nadwyżce budżetowej (czyli odessaniu hajsów z gospodarki), która ponoć pojawiła się po 7 m-cach fiskalnych roku 2017, wynosząc po tym okresie 2,4 mld.  Co się zatem tak naprawdę dzieje? Na to pytanie spróbujemy odpowiedzieć na końcu odcinka, ale najpierw o tytułowych zapasach.

Rzecz jasna ten fantom „sukcesu” pisiako-gubmintu przedstawia pewien problem dla standardowego, skrystalizowanego na przestrzeni 27 lat wolności piśmiennictwa „ekonomicznego”, w tym zwłaszcza dla jego najbardziej rozbudowanej gałęzi, na której zasiadają histerycy budżetowej katastrofy od-rozdawnictwowej. Otóż owo rozdawnictwo – pod postacią 500+ – jeszcze rok temu było przez ortodoksję leseferystyczną zapowiadane jako prosta ścieżka ku budżetowemu armagedonowi: Trzecia Neoliberalna, łamiąc po raz pierwszy tradycje twardego socjal-darwinizmu, niechybnie miała podzielić los socjalistyczno-rozdawniczej Hellady (porównania socjalu w UE dokonaliśmy kiedyś na starym blogu tu).

Wobec porażki takiego kasandrowania – konsekwentnemu kontynuowaniu rozdawnictwa towarzyszyło magicznie zniszczenie aktywów finansowych (hajsów) w kwocie 2,4 mld  – propagatorzy memetyki ‘ku dobrobytowi naszych chlebodawców przez nieskrępowany socjal-darwinizm’ (koalicja szczekaczek-praco-rozdawaczek, Centralnych Planistów Prywatnych tj. banksterki oraz para-mizesologicznych myślo-czołgów) zmuszeni zostali do pewnych przegrupowań taktycznych. Brak wypełnienia się scenariuszy zapowiadanego i wyliczonego ma-te-ma-ty-cznie „bankructwa państwa” pod ciężarem „łapówek dla elektoratu” wygenerował popyt na naukowe wytłumaczenie [1] pojawienia się tej 2,4 mld-owej aberracji w działaniu nieustępliwej (jak się wydawało) grawitacji opisywanej przez prymitywistów leseferystycznych z zacięciem godnym Hipparchosa, który swego czasu z podobną werwą wyliczał pieczołowicie epicykle (BTW. podtrzymanie memetyczne układu praco-rozdawaczo-centrycznego niewątpliwie wymagać będzie coraz większej naukowej gimnastyki ze strony ekonomistów).

Jak można się przekonać, śledząc portale zajmujące się zawodowo propagacją ortodoksji leseferystycznej, od jakichś kilku dobrych miesięcy jako usprawiedliwienie tej aberracji konsekwentnie wybierana jest wersja „wstrzymania zwrotów VATu”. Ten ekono-urban-mit zdołał w końcu spenetrować, jak się wydaje, nawet tak tęgie profesorskie głowy, jak ta posiadana przez S.Gomułkę [2] (ten z klubu BCC – Będziesz Czapkować Capitalistom?), który przy okazji nie zapomniał również wspomnieć o następnym nadchodzącym ekono-tsunami, które uderzy (na pewno!) na skutek  obniżenia okresu gwarancji generowania podaży prolo-godzin, tj. przywrócenia poprzednio zakontraktowanego wieku emerytalnego (jeśli ten gomułkowy przekaz kiedyś doczeka się prezentacji w formie sztuki antycznej, w tym momencie na scenie powinien pojawić się chór płaczek-pracorozdawaczek lamentujących nadejście yeti „rynku pracownika”). 

Inną, krążącą w podobnych kręgach wersją, która aspiruje do „wyjaśnienia” tego fenomenu nadwyżki budżetowej  (dodatniego wyniku fiskalnego) w środowisku rozdawnictwa, jest hipoteza „wstrzymania inwestycji” (notabene to ciągłe używanie czasownika „wstrzymać” ponownie nawiązuje do sporów helio- i geo-centrystów; w tym układzie Gomułka wraz z resztą monetarystycznej ferajny dokłada wszelkich starań, aby wstrzymać Ziemię tak, aby ciepło naszych słoneczek-pracorozdawaczek mogło lepiej zagrzać proli do roboty). Czyli wiadomo: owoce pracy pokoleń zostają przejadane przez roszczeniową tłuszczę w ramach anty-kalwinistycznego szału rozdawniczego i stąd (chwilowo) ekono-diagramy umierającego pacjenta  (gospodarki) wskazują (mylnie) na symptomy ożywienia.

Tak czy owak, dla wszystkich, którzy wiedzą (lub nie muszą profesjonalnie udawać, że nie wiedzą), że gubmint wytwarza hajsy w akcie wydawania, te przepychaniki memetyczne stanowić mogą dość niezłą ekono-rozrywkę. Przyznajmy się – kto, zmierżony lejącym się z MSM-u strumieniem deficyto-histerycznego ekono-gwiazdorzenia alá Balcerowicz w sosie moderne – nie odczuwa dreszczyku satysfakcji widząc, jak monetaryści wiją się teraz pod ciężarem własnych niespełnionych prognoz?

[Przypomnijmy tu, że praktyczny leseferysta „zwalcza” deficyty budżetowe tylko w tym zakresie, kiedy dotyczy to wydatków mogących wywierać negatywny efekt na podaż prolo-godzin; kreacja gubminto-hajsów na potrzeby „inwestycji” typu akfaparki czy autostrady przyspieszające prolo-mobilność, nie mówiąc już o uczestnictwie w misjach wprowadzania demokracji w zamorskich krainach, jest OK i nie nastręcza takich dylematów). Natomiast 500+ prawdopodobnie takim właśnie prolo-relaksującym efektem się charakteryzuje – ale o tym przekonamy się obserwując dane dot. ilości przepracowanych przez statystycznego zatrudnionego Nadwiślańczyka godzin – jeżeli wartość ta za 2017 r. ulegnie istotnemu obniżeniu, gotowi będziemy przyznać temu Programowi kredyt zaufania, jeśli chodzi o „progresywność”).] 

Jak na razie monetaryści – podobnie jak to miało/ma miejsce w przypadku wieszczów hiperinflacji mającej być niechybnym ma-te-ma-ty-cznym skutkiem QE czy proroków wystrzelenia cen Au w kosmos – trzymają się wersji takiej, że katastrofa nadejdzie i tak – tyle tylko, że jeszcze nie teraz, ale wkrótce. Zgodnie z tym paradygmatem, profesjonalny wyciskacz prolo-godzin. Gomułka każe nam czekać na chwilę prawdy, kiedy już cały rok fiskalny zostanie zamknięty (czy kiedy już pisiako-gubmint nie będzie w stanie dłużej „przetrzymywać VATu”).

Z drugiej strony tego ekono-kisielowego ringu mamy szeregi entuzjastów leseferyzmu ekono-ksenofobicznego, którzy w odpowiedzi na powyższe ataki skandują „a wystaczyło nie kraść!”, bądź ewentualnie obstają przy twierdzeniu, że koszt 500+ został pokryty z naddatkiem za pomocą uszczelnienia. Czy w tej drugiej tezie tkwi ziarno prawdy? – tego nie wiemy i pewno nigdy się nie dowiemy, bowiem raczej nie da się odseparować zmian wyników ściągalności od efektów fiskalnych pobudzenia (się) cząsteczek pieniądzowych w gospodarce (o czym za chwilę).

Nie musimy chyba dodawać, że dla nas (jeśli chodzi o sferę profesjonalną tj. ekono-chemitrailsowanie PE-P – prywatnie będziemy mieć pewne preferencje) to, z jakim wynikiem fiskalnym pisiako-gubmint zakończy ten czy kolejne lata urzędowania, jest doskonale obojętne (pomijając aspekt uciechy jaką dostarczyłaby nowa porcja memo-wygibasów  w wykonaniu monetarystów typu Gomułka w przypadku, gdyby ten rok zakończył się faktycznie mniejszą niż przewidywana generacją gubminto-hajsów). Tym co nas interesuje, są wspomniane dane o średniej rocznej ilości godzin wyzyskodawania – jeśli zanotujemy ich istotny spadek, oznaczać to będzie, organoleptycznie, że jakiś postęp ekonomiczny został dokonany/się (przypadkiem) dokonał.

Natomiast owszem – w kategoriach czysto abstrakcyjnych dodatni wynik fiskalny na tle w miarę solidnego wzrostu pekabu w połączeniu z wybiórczym (pod hasłem promocji prolo-rozmnażania się) wsparciem para-socjalowym (rzeczą dotąd nie-widzianą nad neoliberalną Wisłą) jest w pewnym stopniu zjawiskiem prowokującym do akademickich roztrząsań; w końcu 2,4 mld zniknęły z prywatnych kieszeni – co zatem napędza ten wzrost opisany tożsamością Y = M x V/P? Tj, czy ten spadek kreacji gubminto-fiato-hajsów jest rekompensowany przez M(B) – czyli pieniądzo-kreacją bankową, czy też może wzrosło V, czyli prędkość obiegu całego tego hajsowego agregatu (wzrost pekabu normalnie podlega korekcie jeśli chodzi o ew. wzrost cen).

Niestety – z uwagi na to, że za naszą ekono-aktywność my żadnych hajsów nie dostajemy (ba! wręcz je tracimy, wspierając jednocześnie pekab, a to przez zużycie energii na produkcję kolejnych odcinków!) nie czujemy się w obowiązku dostarczenia jakiejkolwiek wiążącej analizy tej sytuacji. Możemy co najwyżej zaproponować sięgnięcie do takiej (z pewnością solidnie opłaconej) analizy enbepu (pdf). Od nas tylko kilka słów, co tam można zobaczyć.

Otóż widać tam generalnie powolną, acz systematyczną odbudowę akcji kredytowej – patrz np. wykresy 14, 30, 31).

Z tych obrazków wynika, że mniej więcej od r. 2014 – po okresie umiarkowanego delewarowania (~2009-2013) – mamy ponownie do czynienia z rozkręcaniem się gospodarki spirali kredytów prywatnych. Największą rolę odgrywają tu kredyciarze mieszkaniowi (60% kredytów zaciąganych przez gospodarstwa domowe, a 41% całego wolumenu kredytów, o czym pisane było tu) i tu „odbicie” zajęło stosunkowo najwięcej czasu, ale w 2016 – z niewiadomych nam przyczyn [3]; – stało się faktem, mimo dobrej nowiny demograficznej „kasandrycznych” prognoz demograficznych (łagodnego spadku populacji Nadwiślańczyków).

Można też zauważyć trend zmniejszania się udziału oszczędności w dochodach do dyspozycji (wykres 16) – co oczywiście nie jest niczym złym z punktu widzenia gospodarki typu M(t2) > M(t1) – a przynajmniej niczym gorszym (ani lepszym) niż przydatne do podtrzymania tej żądzy oszczędzania deficyty budżetowe. Trend ten sygnalizuje ponownie rozbudzenie się apetytów konsumenckich – tym bardziej, że odbywało się w warunkach rosnących (właśnie m.in. dzięki 500+) dochodów [4].

Ten raport akurat nic nam nie mówi bezpośrednio w/s szybkości krążenia pieniądza V, natomiast na podstawie wykresu 15 (optymizm konsumencki) oraz 24 (wolumen transakcji) można domniemywać, że mogła ona ostatnio (ponownie od ~2014) znacząco wzrosnąć.

Czy ta dynamika jest efektem wsparcia dochodów 500+? Tego nie można wykluczyć (choć te tendencje wystartowały najwyraźniej jeszcze przed wyborami, ale – wicie-rozumicie – oczekiwania! – ta tura przebiegała ewidentnie w klimacie antycypacji, że punkty zgrzytania pojawiające się wśród zdegustowanej osiągnięciami nadwiślańskiego socjal-darwinizmu – czy przynajmniej zmęczonej ponadprzeciętnym poziomem oderwania płac od wydajności – populacji, zostaną w końcu w jakiś sposób nasmarowane). Podobnie, nie można wykluczyć związku przyczynowego pomiędzy akcją 500+ (ustanawiającą pewną bazę dochodową istotną dla znacznego wycinka populacji), a ochoczością rzucania się w objęcia rozdawaczy kredytów konsumpcyjnych.

Można tu przy okazji (złośliwie) zauważyć, że 500+ nie jest – co do zasady – skierowany do biedoty, a raczej obejmuje całe spektrum dochodowe, a to nie bez przyczyny: do podsycania akcji kredytowej w gospodarce leseferystycznej wykorzystywany jest pod-segment proli, który można określić mianem aspirujących, tj. takich, którym podstawowe dochody zapewniają pożądaną cechę, jaką jest zdolność kredytowa (dolno-decylowcy w roli takiej lokomotywy wzrostu się nie spełnią [5]). Dodatkowe wsparcie takich aspirowaczy może zaowocować tym, że zdecydują się oni wziąć większy kredyt, a więc będziemy tu mieć niejako do czynienia z pewnym szczególnym rodzajem mnożnika [6] („na pobudzenie apetytu kredyciarza najlepsza homeopatyczna pigułka 500+”?).

Nie musimy dodawać, że obydwa te (hipotetycznie ożywione) czynniki (V i MB) niosą potencjał do wygenerowania na wyjściu naszej fiskalnej czarnej skrzynki zwiększonej destrukcji hajsów w drodze opodatkowania VAT i PIT, które są proporcjonalne odpowiednio do wolumenów transakcji i dochodów wynikających z tych transakcji (auto-stabilizacja – przy czym w Trzeciej Neoliberalnej to zawieszenie gospodarki jest skalibrowane dość twardo, dzięki wbudowanej przez kolejne „reformy” podatkowe – w tym autorstwa pisaków – intensywnej regresywności systemu; stąd – jeżeli nic się nie zmieni – jakakolwiek napędzana przez kredyciarzy próba mocniejszego wystrzelenia się pekabu będzie szybko ściągnięta przez tę fiskalną smycz do standardowych poziomów tj. circa 3%).

Czy ta ścieżka pompowania pekabu – ku utrapieniu (raczej zresztą pozorowanemu, bądź ew. wywołanemu niepokojem, że stosunki praco-najmno niewolnictwa mogą w drodze tych eksperymentów wymknąć się spod kontroli) samo-zadeklarowanych prymitywistów monetarystycznych typu Gomułka – jest możliwa do podtrzymania w dłuższym okresie? Tzn. czy zombi praktycznego leseferyzmu nad Wisłą może jeszcze żyć długo i nieszczęśliwie na kroplówce podsycającej konsumeryzm proli-górno-decylowców czy w drodze ubierania populacji w przeszacowane kwadraty, a to wszystko napędzane kredytem prywatnym? Czyli inaczej: czy stymulowanie konsumpcji i prolo-popytu na kredyty przez potrząsanie cząsteczkami pieniądzowymi za pomocą pobudzacza apetytu 500+ zapuszczonego pod pretekstem (czy w wyniku szczerej ignorancji termodynamicznej) wspierania prolo-rozrodczości może służyć do pompowania pekabu w dłuższej pespektywie? Niestety – jak się wydaje – teoretycznie [7] TAK, o czym parę słów w jednym z najbliższych odcinków.


1. Nie po to bynajmniej, aby kogokolwiek przekonać – zmiana preferencji opisywanych np. przez politicalcompass.org według wektorów swoboda<–>zamordyzm i ekono-memetyka prawicowa (leseferystyczna-pro-Posiadaczowa, wysoki stopień przymusu generacji podaży prolo-godzin)<–>lewicowa (pro-kolektywistyczna/niższy stopień przymus generacji podaży prolo-godzin) – nie jest z pewnością zadaniem łatwym, o ile w ogóle możliwym przy użyciu słowa pisanego. Chodzi bardziej o dostarczenie odpowiednich do zadanej sytuacji maczug memetycznych, których członkowie poszczególnych prolo-plemion będą mogli następnie używać do wzajemnego dewastowania swoich przeciwstawnych ekono-idoli.

BTW. Jeśli już o cytowanym teście, oto nasz odświeżony przy tej okazji wynik:

[Mamy was, neotrockiści – właśnie sami się przyznaliście – po tym coming-oucie dla każdego już będzie oczywiste, że w sprawach ekonomicznych ten portal należy omijać jak zarazę – przyznajcie jeszcze, że z lewej strony zabrakło wam skali, hahaha!  – Hackerzy z Centrum Wspierania Przedsiębiorczości]

[Odp. – tak, przyznajemy, ponieważ najwyraźniej Kompas nie przewiduje w ogóle  sposobu organizacji gospodarki innego niż poddanie spraw algorytmowi M(t2) > M(t1]

2. Ponownie, przyznajemy od razu – nie oglądaliśmy filmiku zawartego pod adresem linku, a nasze konkluzje wzięliśmy na podstawie tytułu i wstępu przedstawionego formie drukowanej oraz na podstawie całokształtu dotychczasowego dorobku naszego Profesorka, którego pokłady wiedzy ostatnimi czasy wydają się być mocno eksploatowane w intersieciach.

Notabene – z podobną dynamiką mamy do czynienia w przypadku wysilonych, ale nadal gromadzących uwagę gawiedzi na imprezach prowincjonalnych come-backów gwiazd muzyki pop – czy motywem do takich reaktywacji jest chęć zapewnienia bytu swoim roszczeniowym wnukom czy też może w obwody sapiensów wbudowana jest chęć bycia słuchanym i łechtanym pieniądzowymi IOU (+niechęć do zmiany wyćwiczonych nut), które to z reguły biją odwagę do podjęcia w odpowiednim momencie decyzji zejścia ze sceny, lub – szczególnie w przypadku ekonomistów – coming-outu typu: „sorki, że przez ćwierć wieku zajmowałe(a)m się propagowaniem ekono-nonsensów, ale wicie-rozumicie: dzieci, wnuki, hipoteka na głowie  – każdy orze jak może”?). Bądźmy szczerzy –  w Trzeciej Neoliberalnej przychody z ew. ekono-coming-outowej książki byłyby pewno mniejsze niż te z pierwszego lepszego sponsorowanego artykułu prolo-do-roboty-zaganiającego, a to z uwagi na ograniczoną ilość populacji kawioro-lewaków czy takich proli, których w ogóle stać jest na zakup jakiejkolwiek książki (jedynie może Transformatoro-Schładzacz-Mistrz-Szoko-Doktrynowania mógłby na sprzedaży takich wyznań p/t np. Trzeba się bić w piersi zarobić parę groszy – problem jednak w tym, że jeśli się zaszło ścieżką wytyczoną przez Króla Ciemności aż tak daleko, sapiensowa perspektywa mogła zostać utracona bezpowrotnie razem z duszą).

Tak czy owak, jeśli legendy o reinkarnacji i karmie są przypadkiem prawdziwe, możemy naszemu Profesorkowi tylko współczuć – nie ma żadnych wątpliwości, że w takim przypadku Jego przyszłym wcieleniem będzie postać konia wciągającego turystów nad Morskie Oko; dodajmy – konia, którego wolność ekonomiczna (kto mu zabronił zostać koniem wyścigowym-celebrytą, albo lepiej – ulubionym kucykiem jakiejś księżniczki?), co tak istotne dla Profesorka, nie będzie ograniczona spiskiem kolektywistycznym regulującym wiek emerytalny!

3. Możemy co najwyżej podejrzewać, że jedną z głównych przyczyn jest wzrost aktywności lumpen-rentierstwa na rynku, sprowokowany przez niskie oprocentowanie lokat.

4. Przy czym wzrost dochodów wygenerowany 500+ nie jest jakiś oszałamiający – w całym agregacie prolo-dochodów cały Program to jakieś 2,5%, a przypomnijmy, że z Programu korzystają także kapitaliści czy CEO. Zarobki – mimo jęków płaczek-pracorozdawaczek lamentujących brak rąk do pracy – praktycznie stoją w miejscu (wzrost nominalny 2,7% r/r – str. 4 raportu, przy inflacji r/r 1,7%); niewątpliwie instrumentem w jakimś stopniu powstrzymującym tę potworną (jak by skonstatował pewno nasz Profesorek) hydrę inflacyjną, którą mógłby obudzić wzrost wynagrodzeń (i neutralizującym skutki podwyżki minimalnej/ustanowienia godzinowej min.) było/jest intensywne zasysanie jeszcze bardziej zdyscyplinowanej siły roboczej z importu. BTW. Jeśli już o tym – wg. BAELu liczba pracujących zwiększyła się ostatnio o 200k – a zatem NIE CAŁY wzrost pekabu był efektem napompowania zysków; tyle tylko, że te 200k (czy może nawet więcej) uaktywnionych proli może reprezentować właśnie zaimportowaną siłę roboczą (jeśli BAEL wlicza także pracujących obcokrajowców – w metodologii badania nie jest to wprost wyrażone, nie mówiąc już o tym, że samo badanie z założenia należy do kategorii mocno zgadywankowo-wróżeniowych).

5. Ponoć 500+ części populacji umożliwił spłatę zadłużenia – ale zapewne mówimy tu głównie o wyrwaniu się jakichś fragmentów klasy dolno-decylowców ze szponów rozdawaczy chwilówek, w którym to segmencie finansowym „prawdziwa” kreacja hajsów nie ma miejsca; jest to tylko socjal-darwinistyczna nisza wędrówki istniejących pieniądzowych IOU – prawdziwy napęd gospodarki zapewniają ci, na których da się zarzucić chomąto 30-letniej konkretno-hajsowej hipoteki.

6. Wydatki gubmintowe per se również charakteryzują się zawsze pewnym efektem mnożnikowym, tj. pekab w ich wyniku zawsze urośnie (sztuka polega na tym, aby współczynnik przełożenia wyniósł > 1, tj. kiedy pekab urośnie więcej niż wydano/wykreowano hajsów). Rzecz w tym, że mówimy tu o wydatkach netto, czyli o wyniku fiskalnym, a w omawianym dziś przypadku jest on dodatni (czyli mnożnik działa – a przynajmniej działał do lipca – ze znakiem ujemnym).

7. Tzn. TAK, ignorując otoczenie, w tym zwłaszcza zachowanie globalnej gospodarki w obliczu kurczącej się dywidendy termodynamicznej – o czym nigdy nie zapomnimy pokasandrować.