Neolib a ekono-neo-klasyka—różnice wyjaśnia Mirowski

Fakt, że kontr-rewolucja monetarystyczna (czyli wyrektyfikowanie marginalizmu z części naleciałości keynesowskiej szkoły rewitalizacji kapitalizmu) zbiegła się w czasie z opanowaniem gubmintów przez inspirowanych memetyką neoliberalną politykabukowców  (Żelazna Wiedźma, Pinoczet, Ray-Gun), może sugerować, że w istocie neolib i ekono-miazmaty neoklasyczne to dwie strony jednego fenomenu, przy czym to pierwsze będzie fenotypem rozwijającym się bardziej w sferze politykabuki, a drugie—formą charakterystyczną dla akademii, międzynarodowych instytucji finansowych, banków centralnych i ośrodków uniwersyteckich czy myślo-czołgowych; bądź przynajmniej, że—zgodnie z hipotezą Wielkiego Neoklasycznego Nieporozumienia—modele niby-świata wylęgnięte w głowach marginalistów, stopniowo penetrując kanałami systemów anty-edukacji i mass-mediów coraz większą i większą masę sapiensowych obwodów korowych, doprowadziły spontanicznie do sytuacji, w której dwuwymiarowa, topornie schematyczna mapa utożsamiana jest powszechnie z rzeczywistym ekono-terenem, na którym można następnie realizować różne dziwne wizje zaludniane homogenicznymi fantomami 100%-owo racjonalnych, nieśmiertelnych agentów obracających się harmonijnie jak dobrze naoliwione kółka zębate w rytm nadawany przez sygnały popyto-podażowe.

Nie pamiętamy dokładnie, czy i nam przypadkiem nie zdarzyło się w którymś z przeszłych tekstów zamazać granicę pomiędzy tymi dwiema memetykami—jeśli tak, to dziś postaramy się tę kwestię wyklarować raz na zawsze z pomocą kogoś, kto na badaniu neolibu zjadł zęby, czyli prof. Philipa Mirowskiego. Dzisiejsza odtwórczość motywowana jest właśnie chęcią wyjaśnienia ewentualnych wątpliwości, które mogły zostać nieopatrznie zasiane czy to na portalu PE-P czy gdziekolwiek indziej.

Bazę stanowi ten tekst  (Mirowski o neolibie napisał wiele pełnowymiarowych książek, jednakże ze względu na kolizję pomiędzy ich dość wysoką ceną a naszą polityką osobistej austerity, znajomość jego twórczości musimy opierać na strzępkach dostępnych w intersieciach za friko).

*

Najważniejszą różnicę pomiędzy naszymi tytułowymi memetykami Mirowski identyfikuje w tym, że o ile ekono-neoklasyka skupia się na próbach (jak nie trzeba chyba dodawać—nieudanych) wytłumaczenia obrotów ekono-rzeczy za pomocą para-matematycznych narzędzi z marginalistycznej skrzynki typu użyteczność czy wartość (wymiany), projekt ‘neoliberalizm’ mierzy wyżej, bowiem zamiast usiłować wyjaśniać rzeczywistość, próbuje ją formować na swoją modłę, jednocześnie wykraczając przy tym znacznie poza kwestie li-tylko wymiany/dystrybucji towarów i usług. Albowiem, zgodnie z doktryną neolibu, czekanie na spontaniczny tryumf mechanizmów rynkowych jest stratą czasu; powinny one zostać zaaplikowane odgórnie, i to nie li-tylko na poziomie gospodarczym, ale także (czy nawet przede wszystkim) na ogólno-SPOŁECZNYM.

Czyli—neoliberałowie faktycznie (ale raczej w domenie komunikacji wewnętrznej czy w chwilach nieopatrznej szczerości, nie zaś „oficjalnie” [1]) porzucili mrzonki o naturalnej spontaniczności Rynku pielęgnowane przez ekonomistów począwszy od A. Smitha, skończywszy na mizesologach; Rynkiem należy raczej programowo zaszczepić populację, która w przeciwnym wypadku—pozostawiona samej sobie— podchodzić może do tego konstruktu z dużą dozą podejrzliwości, z racji chociażby tego, że dla ukształtowanych przez dziesiątki tysięcy lat dominacji algorytmów kooperacji wewnątrzgrupowej zagnieżdżonych w sapiensowych obwodach korowych środowisko stowaryzowanych czy zmonetyzowanych relacji prezentuje stosunkowe novum; środowisko obce,

Mirowski podkreśla, że to neoklasycy (czy inni marginaliści) bardziej niż neoliberałowie zasługują na miano ‘fundamentalistów rynkowych’ właśnie z uwagi na ciągoty tych ostatnich do kształtowania relacji społecznych „od góry”—zgodnie z jakimś, prawdopodobnie dość perwersyjnym planem; perwersyjnym przynajmniej z punktu widzenia tych, którzy z racji niskiej pozycji zajmowanej w hierarchii frirajderstwa nie mieli szansy zakwalifikować się (uzyskać rekomendacji któregoś z Rycerzy-Zakonników-Założycieli neolibu) do udziału w sabatach Mont Pelerin Society [MPS], gdzie w latach 1940-60 wykuwały się zręby doktryny, wokół którego to jądra następnie uformował się Neoliberalny Kolektyw Myślowy [NKM].

Owszem, neolib niewątpliwie czerpie dość szerokimi garściami z pseudo-dorobku neoklasycznej ekono-fantastyki (która jest memetyką starszą o dobrych kilkadziesiąt lat), natomiast oba te zbiory memetyczne są jedynie częściowo łączne. W rzeczywistości neolib—jako filozofia o generalnie instrumentalno-utylitarnej charakterystyce—gotowy będzie posłużyć się dowolnym zestawem zapożyczonych (czy także podwędzonych) memów po to, aby skutecznie realizować swój Cel, w postaci ~stworzenia nowego społeczeństwa, które będzie kompatybilne z wymaganiami Rynkowego Mzimu (występującego również pod nazwą Wielki Lesefer). Jeśli w powszechnym odbiorze nastąpiło scalenie tych dwóch odmiennych sfer myśli leseferystycznej w jedno, najprawdopodobniej winnego temu należy upatrywać w centralnej dla obydwu z nich postaci, tj. w osobie ojca kontr-rewolucji monetarystycznej, a jednocześnie jednego z prezesów kongregacji MPS, M. Friedmana.

Mirowski zwraca jednocześnie uwagę na dość zawiłe relacje pomiędzy tzw. libertarianizmem (który to dumnie brzmiący termin został zresztą historycznie niejako prze- czy przy-właszczony przez ortodoksyjny odłam fundamentalizmu leseferystycznego zwany przez nas mizesologią) a neolibem. Pierwszy przewodniczący i założyciel MPS F. Hayek—z racji swojego wczesnego piśmiennictwa [2]—dość powszechnie uważany jest za czołowego przedstawiciela pierwszej z tych wymienionych odmian leseferystyki; zdaniem Mirowskiego błędnie, gdyż powojenny dorobek Hayka przesiąknięty jest właśnie duchem dziejowej konieczności zaimplementowania Rynku (według paradygmatu top-down i—w razie potrzeby—z użyciem dowolnej metody, która okaże się w danych okolicznościach skuteczna), zamiast cierpliwego (i być może na-próżnego) oczekiwania na jego spontaniczny rozrost na glebie naturalnych (zgodnie z leseferystyczną legendą) skłonności sapiensowego kompostu do oddawania się z pasją aktywnościom typu truck, barter&exchange.

Jednym z przykładów tej haykowej wolty w kierunku pragmatyzmu były jego ciepłe relacje z Helikopterowym Augustem z Czile, gdzie obaj panowie mogli poklepać się po plecach po udanej próbie zaordynowania miejscowej populacji wolnorynkowych reguł gry w trybie przyspieszonym. (Notabene, również i z głowy Wielkiego Inspiratora Nadwiślańskich Wolnościowców Von-Misesa wypadały zamordystyczne hasła, uchylając rąbka tajemnicy, jak wygląda prawdziwa twarz wolności gospodarczej—stosownych cytatów nie mamy pod ręką—jak kto ciekawy, niech potraktuje to jako czalendż).

Inaczej mówiąc—w opozycji do tego, w co wierzy spora część szczerych entuzjastów zmyśli haykowskiej czy friedmanowskiej (gdzie te wirusy umysłu sprzedawane są w opakowaniach opatrzonych reklamą:  „więcej wolności, mniej gubmintu i wszystko będzie oki-doki”)—w istocie to właśnie silny (i bezwzględno-brutalny, jeśli tylko zajdzie potrzeba) gubmint stanowi bazę dla skutecznej budowy Wolnego Społeczeństwa Rynkowego; wolnego głównie w tym znaczeniu, że będzie ono zwolnione z obowiązku podejmowania kolektywnych wyborów, które w ich imieniu znacznie lepiej podejmie Mzimu Zwane Rynkiem.

W całej tej żonglerce memetycznej chodziło i chodzi o to, aby dokonać erozji funkcji o charakterze poza-rynkowym, które część post-wojennych czy post-wielko-kryzysowych gubmintów zaczęła wykształcać, być może w charakterze szczepionki przeciw zarazkom „radykalizmu” emitowanym przez konkurencyjny—i w pewnych aspektach notujący przewagi (przynajmniej do czasu)—system dociskania prolo-kompostu, tj. przez „komunę”. Neoliberałowie dokonali (niepozbawionego zresztą pewnych podstaw) spostrzeżenia, że tego typu charakterystyczne dla powojennego kapitalizmu poluzowanie dyscypliny rynkowej może w pewnym momencie doprowadzić do wymknięcia się procesów całkowicie spod kontroli—„nadmiar” prolo-dobrobytu czy prolo-czasu wolnego z dużym prawdopodobieństwem mógł/może prowadzić do eskalacyjnych ekspresji żądań klasy kompostowców, czego niepokojące symptomy zresztą zaczęły się gdzie-niegdzie wylewać na ulice gdzieś na przełomie lat 1960/70-tych; (notabene—zrozumienie dynamiki społeczno-ekonomicznej tego okresu wydaje się być kluczem do odszyfrowania współcześnie nękających nas ekono-patologii).

Czyli—prawidłowo działający rynek to coś znacznie więcej, niż wymiana towarów czy choćby nawet maksymalizacja pekabu czy zysków; od czasu do czasu biznes musi pogodzić się z utratą części potencjalnych profitów po to, aby chronić fundamenty rynkowych zasad podziału pracy, zasobów i kawałków tortu dochodowego.

Współczesnym fenotypem tego pryncypium jest np. polityka typu austerity. Jest czymś oczywistym, że zaindukowana totemem-kaftanem zdrowych finansów gubmintowych ekono-asceza, oprócz dociśnięcia kompostu, kładzie także na łopatki wiele biznesów i jest czymś mocno sub-optymalnym z perspektywy maksymalizacji pekabu; ale najwyraźniej—w optyce NKM—potencjalne przyszłe korzyści przewyższają bieżące koszty. Np. aktu zatopienia Grecji nie należy odczytywać wyłącznie jako sprytnej akcji grabieży lokalnej domeny typu commons (lotnisk, portów, wysp, systemów emerytalnych etc.); ta pokazówka może służyć skutecznie do temperowania aspiracji proli w całej wspólnocie europejskiej (widzita-rozumita—socjal, rozpasanie emerytalne, prolo-lenistwo i dodatki za umycie rąk zaduszą każdą gospodarkę; bierzta się do roboty i nie słuchajta populistów, którzy proponują rozdawnictwo na kredyt).

*

Idąc dalej—jak wskazuje tytuł cyt. artykułu—neoliberalizm to taka wspólnota memetyczna, której członkowie jak diabeł święconej wody unikają auto-identyfikacji ze swoim matecznikiem ideowym, czego przykładem był opisywany swego czasu tam jeden z nadwiślańskich przypadków tego denializmu (to znaczy unikają od jakiegoś czasu, natomiast w okresie memetycznej ciąży aż gdzieś do pocz. lat 1950-tych kolektywna matka ekono-Rosemary nie kryła się wcale z nadaniem tego imienia swojemu zmierzającemu do wyklucia się dziecku [3]). Ten zwyczaj w połączeniu ze stosunkowo dużą płynnością ideologiczną ruchu sprawiają, że dość popularny jest pogląd, że „nie ma czegoś takiego jak neoliberalizm” („to nic więcej niż tylko kalumnia, którą posługują się kolektywiści celem zohydzenia czy ośmieszenia każdego obrońcy wolnego rynku”). (Notabene, ostatnimi czasy w niektórych kręgach— zwłaszcza tych o ekono-kucariańskiej proweniencji—popularności nabrało określanie neoliberałów europejskich, w tym zwłaszcza funkcjonariuszy biurokracji UE, jako lewaków, czy nawet jako marksistów—np. mem Spinelliego; czy jest to spontaniczny wykwit zlobotomizowanych szaro-kor, czy też ta abstrakcja została uwarzona w którymś z neolibowych/mizeso-logicznych myślo-fermentatorów, a następnie zaszczepiona w korach populacji—trudno powiedzieć.)

Ten memetyczny sprytny mechanizm auto-immunologiczny („diabeł nie istnieje, więc nie ma potrzeby ani się go/jej bać, ani tym bardziej atakować święconą wodą”—św. wodą w postaci np. identyfikowania pewnych powtarzających się w skali Globu wzorców zachowań Elit Rządzących i towarzyszących tym wzorcom ekono-fokk-upom) został przez Mirowskiego obnażony i zanegowany: w rzeczywistości neoliberalizm posiada swoje jak najbardziej namacalne i identyfikowalne jądro memetyczne, które Mirowski ujmuje w 11 punktach (założeniach/tezach neolibowych) i które pozwolimy sobie (mając nadzieję, że Autor nie spuści na nas psów od ochrony własności intelektualnej) niniejszym przytoczyć:

(1) Free” markets do not occur naturally. They must be actively constructed through political organizing.

[„Wolne” rynki nie objawiają się naturalnie. Muszą być stworzone w sposób aktywny poprzez organizację polityczną.]

(2) The market” is an information processor, and the most efficient one possible—more efficient than any government or any single human ever could be. Truth can only be validated by the market.

[„Rynek” to narzędzie przetwarzania informacji i to najbardziej efektywne z możliwych—zawsze efektywniejsze od każdego gubmintu i każdej jednostki. Prawda może być uwierzytelniona jedynie przez Rynek. ]

(3) Market society is, and therefore should be, the natural and inexorable state of humankind.

[Społeczeństwo rynkowe jest, i stąd też powinno być, naturalnym i nieuniknionym stanem dla ludzkości.]

(4) The political goal of neoliberals is not to destroy the state, but to take control of it, and to redefine its structure and function, in order to create and maintain the market-friendly culture.

[Celem politycznym neolibów nie jest destrukcja państwa, ale przejęcie nad nim kontroli oraz zredefiniowanie jego struktury i funkcji celem stworzenia i utrzymania kultury przyjaznej Rynkowi.]

(5) There is no contradiction between public/politics/citizen and private/market/entrepreneur-consumer—because the lat­ter does and should eclipse the former.

[Nie występują sprzeczności pomiędzy (pojęciami-ideami) publiczny/polityka/obywatel a prywatny/rynek/przedsiębiorca-konsument—ponieważ te drugie przyćmią i przyćmić powinny te pierwsze.]

(6) The most important virtue—more important than justice, or anything else—is freedom, defined “negatively” as “freedom to choose,” and most importantly, defined as the freedom to acquiesce to the imperatives of the market.

[Najistotniejszą cnotą—ważniejszą niż sprawiedliwość czy cokolwiek innego—jest wolność, zdefiniowana „negatywnie” jako „wolność wyboru”, i—co najważniejsze—zdefiniowana jako wolność  do poddania się imperatywom Rynku.

(7) Capital has a natural right to flow freely across national boundaries.

[Kapitał posiada naturalne prawo do przepływów transgranicznych.]

(8) Inequality—of resources, income, wealth, and even political rights—is a good thing; it prompts productivity, because people envy the rich and emulate them; people who complain about inequality are either sore losers or old fogies, who need to get hip to the way things work nowadays.

[Nierówności—w dostępie do zasobów, w dochodach, bogactwie, czy nawet w prawach politycznych—są dobre, ponieważ ludzie, zazdroszcząc bogatym, starają się ich naśladować; ci, którzy narzekają na nierówności to albo nieudacznicy albo stare pryki, które powinny się przystosować do współczesnych realiów.]

(9) Corporations can do no wrong—by definition. Competition will take care of all problems, including any tendency to monopoly.

[Korporacje z definicji nie są w stanie czynić zła. Wszystkie problemy, w tym tendencje monopolistyczne, rozwiąże konkurencja.]

(10) The market, engineered and promoted by neoliberal experts, can always provide solutions to problems seemingly caused by the market in the first place: there’s always an app for that.”

[Rynek skonstruowany i wypromowany przez neoliberalnych ekspertów jest w stanie zawsze zapewnić rozwiązania dla problemów, które z pozoru wywołał on sam; na każdy taki problem znajdzie się stosowna apka.]

(11) There is no difference between is and should be: “free” markets both should be (normatively) and are (positively) the most efficient economic system, and the most just way of doing politics, and the most empirically true description of human behavior, and the most ethical and moral way to live—which in turn explains, and justifies, why their versions of “free” markets should be and, as neoliberals build more and more power, increasingly are universal.

[Nie ma żadnej różnicy pomiędzy „jest” a „powinno być”: „wolny” rynek zarówno powinien być (normatywnie), jak i jest (faktycznie) najefektywniejszym systemem oraz najsprawiedliwszym sposobem prowadzenia polityki, jak i najbardziej empirycznie prawdziwym opisem zachować ludzkich, jak również najbardziej etycznym i moralnym sposobem na życie—co z kolei wyjaśnia, jak i usprawiedliwia, z jakiego powodu ich wersja „wolnego” rynku powinna stawać się, jak i—w miarę jak neolib rośnie w siłę—faktycznie staje się, coraz bardziej uniwersalna.]

Powyższy katalog Mirowskiego niewątpliwie definiuje neolib na znacznie głębszym poziomie, aniżeli przyjmowana przez niektórych „oficjalna” taksonomia oparta na 10 przykazaniach tzw. Konsensusu Waszyngtońskiego, który jest raczej tylko pragmatycznym fenotypem neoliberalizmu, i który materializuje się najczęściej w środowisku misji przeprowadzanych przez neolibowe organy egzekucyjne typu MFW czy BŚ w dzikich krajach, typu Nadwiślańska Jeszcze-Nie-W-Pełni-Neoliberalna z samego początku lat 1990-tych.

Oczywiście zawsze można próbować zredukować definicję neoliberalizmu do postaci jednego zgrabnego 1-zdaniowego bon-mota, jak to zrobił np. Will Davies („[neoliberalizm] to doktryna polityczna bazująca na silnym państwie, która za pomocą ekonomii zmierza do utraty wiary w politykę” [4]). Istota tego bon-motu zawiera się w tym, że wystarczy skutecznie umieścić w obwodach korowych populacji pewien zestaw „praw” ekonomicznych, a „polityka” (decyzje urnowe) tracą znaczenie—wybory dokonują jedynie wymiany kadry realizatorów Algorytmów, natomiast nie są w stanie zmienić samych Algorytmów.

*

Wydaje się, że faktyczną podstawą jak i źródłem siły neolibu jest posunięty do granic możliwości pragmatyzm działania. Neoliberał postrzega populację jako masę, której odpowiednie rynko-urobienie wymaga budowy zaawansowanych struktur polityczno-instytucjonalnych, które pozwolą—za pomocą konstruowanego krok-po-kroku systemu prawnego o barokowej strukturze wspomaganego dyskretnym, acz nieustającym memo-bombardowaniem (z)myślo-czołogowym—przekształcić chaotyczny i często niesforny prolo-kompost w pożywkę dla Systemu, która—przy odpowiednio zmyślnej manipulacji—przefermentuje w quasi-soylent-greenowy smar, na bazie którego wyewoluuje z czasem jakieś Nowe, Lepsze Rynkowe Społeczeństwo.

W tym pragmatyzmie każdy środek, który finalnie służy umocnieniu dominacji Rynku, będzie dobry. Czasem mogą to być „reformy” pro-rynkowe, czasem promocja procedur tzw. demokracji (a z kolei innym razem—nasypanie piasku w ich tryby), a w innych przypadkach—jak w Czile czy na Ukrainie—bardziej optymalną drogą do celu będzie intensywne szoko-doktrynowanie, gdzie pewna dawka działań fizyczno-brutalistycznych może okazać się w danym momencie bardziej efektywną z punktu widzenia rachunku koszt/zysk [5].

Ze względu na takie elastyczne podejście to właśnie leseferystom-pragmatykom (uprawiaczom „leseferyzmu centralnie planowanego)”, nie zaś wyznawcom teorii spontanicznego wolnego rynku (którego uformowanie się jest „sabotowane przez gubminty/spiski kolektywistyczne” etc. etc.), dane jest trzymać sznurki teatrzyku politykabuki.

Co więcej—strategią pragmatycznego neolibu jest skolonizowanie jak największego spektrum memetycznego, nawet jeśli to oznacza, że z Neoliberalnego Kolektywu Myślowego (czy nawet z tych samych neolibowych myślo-czołgów) będą wypływać sprzeczne komunikaty. Np. będziemy mieć neolibów-proponentów handlu prawami do emisji (czy nawet adwokatów Zielonego Nowego Porządku) obok neolibów-denialistów G.O. [6]; albo—neolibów krytykujących luzowanie ilościowe obok neolibów zasiadających w bankach centralnych, którzy QE wdrażają w życie; albo—neolibów-zwolenników UBI (czy 500+) oraz neolibów-zaciekłych krytyków takiego „rozdawnictwa”; albo wreszcie—neolibów, którzy krytykują neolib obok neolibów, którzy preferują udawać, że nie ma czegoś takiego jak neolib etc. etc.

W tej pozornej schizofrenii NKM chodzi o to, żeby zaszczepić zakazić każdy—bardziej czy mniej „konkurencyjny”, ale czasem nawet i w ogóle mało związany z tematyką socjo-ekonomiczną (jak np. twórczość artystyczna, sport niewyczynowy itp.)—mempleks pierwiastkami-wirusami logiki fetyszu Rynku. (Inaczej—celem jest ustanowienie pewnej dyskretnej Totalności, w której gros „dyskursu” będzie się toczyć w ramach wyznaczanych Jedyną Istotną Potrzebą, tj. paradygmatem rozprzestrzeniania pro-rynkowej grzybni na wszystkie sfery życia po to, aby wszelkie ewentualne kontra-punkty zdusić w zarodku tak, aby powszechne stało się postrzeganie grawitacji rynkowej jako ekspresji sił Natury.)

W wyniku takich pragmatycznych krucjat o różnorakich wektorach tworzy się jednocześnie środowisko szumu informacyjnego (wielowektorowa lobotomizacja), które z punktu widzenia NKM jest jak najbardziej pożądane, ponieważ jedynym kompasem, który wydaje się koniec-końców umożliwiać masom poruszanie się w takiej mgle, będą proste zasady utylitariańskich i zorientowanych z reguły na doraźną nawigację relacji rynkowych (np. miara maksymalizacji bieżących własnych korzyści krańcowych, odrzucenie myślenia/planowania kategoriami zasobowymi jako „niejasnymi” w porównaniu do np. kwantyfikacji hajsowych, rozszerzana w każdym kolejnym kroku kategoria własności/towaryzacji, jako „konkretny” wskaźnik dla nawigacji i zarazem narzędzie atomizacji mas stanowiących potencjalny czynnik anty-Rynkowy).

Przykładem takiej strategii jest m.in. zjawisko komplikowania „się” prawa (czy też towarzyszący temu rozrost sektora biurw); te procesy mogą wydawać się niezamierzonymi i wynikającymi np. z „niekompetencji” Aparatu (niekończące się „uszczelnianie luk w systemie”, nieustanna krucjata o „upraszczanie” systemu podatkowego, której efektem jest kolejne tsunami luk oraz „interpretacji”), ale faktyczne źródła tego kompulsywnego pączkowania prawa (i biurw) mogą wypływać właśnie z NKM (obsesja udoskonalania gleby dla rozwoju Rynku), a już na pewno służą temu Kompleksowi poprzez to, że wzbudzają w generalnej populacji (w dużej mierze uzasadnione) wrażenie próżności działań aparatu para-kolektywistycznego (gubmintu), który jest—w wersji „oficjalnej” (neo-klasycznej)—anty-tezą Rynku. Populacja poddawana regularnie legislacyjnym waterboardingom progresywnie traci wiarę w możliwości sprawcze ciał złożonych z i powoływanych (teoretycznie przynajmniej) przez masy, stając się przez to materiałem bardziej podatnym na zawierzenie prostym zasadom Rynku.

*

Wspomnieliśmy powyżej o „fetyszu”, bowiem w ramach NKM temu pragmatyzmowi w działaniu towarzyszy (zdaniem Mirowskiego) kult Rynku jako Wielkiego Kalkulatora i Rozwiązywacza Problemów Wszelakich. To znaczy—jak twierdzi powoływany dzisiaj profesor—neoliberałowie faktycznie wierzą w nadzwyczajne moce Rynku [7] (tj. nie są po prostu „kupionymi” minionkami frirajderów, ale rzecz jasna wspierają ich, widząc w nich agentów-reprezentantów propagacji Mocy Rynkowych w opozycji do potencjalnie anty-rynkowej motłocho-kracji), a w związku z tym NKM jest sektą, która—przynajmniej w pewnym szczególnym rozumieniu—działa w dobrej wierze.

Ta „dobra wiara” nie oznacza ani że neolibowie posiadają jakieś zahamowania w mniej czy bardziej makiawelicznej perpetuacji swojej agendy, ani też że działają z myślą o „dobru społeczeństwa” [8] czy tego typu prymitywnych sprawach; o nie—dla nich wartością samą w sobie (jak i realnym Bytem) jest Rynek, ponieważ tylko On posiada wystarczające Moce (obliczeniowe, percepcyjne, quasi-planistyczne etc.), żeby zabezpieczyć perpetuację systemu „rosnących złożoności” (analogicznie do tego, co „zapewnia” biolo-ewolucja), w tym także m.in. znaleźć sposoby rozwiązania problemów środowiska czy G.O. (wskazówka: rynek geo-inżynierii—modyfikacje albedo, „zapładnianie” oceanów, sekwestrowanie CO2 i inne tego typu chemitrailsy; można to skwitować bon-motem: im więcej CO2 w atmosferze, tym większe będzie pole dla operacji w ramach Rynku geo-inżynierskiego!).

Jednostki ludzkie (czy nawet/zwłaszcza społeczności) takich mocy absolutnie nie posiadają (typowa dla neolibów będzie np. tego typu—„nieoficjalna” rzecz jasna—opinia: „powiedzmy sobie to szczerze: większość człowieków to nic lub niewiele więcej jak tylko prości miłośnicy napełniania kałdunów i innych czynnosci z katalogu PPP a.k.a. rurkowce”). Logiczną konsekwencją wiary w taki paradygmat będą wszelkie działania, które pozwolą—w dłuższej perspektywie, i jeśli zajdzie potrzeba, metodami mocno okrężnymi—wyeliminować wpływ czynnika „omylnego” (prymitywnego) tak, aby biegiem rzeczy mógł się wreszcie spokojnie zająć Mzimu Zwane Rynkiem.

[Na marginesie—kuszącą przypowieścią dla zobrazowania tytułowych różnic byłaby taka, w której ekono-marginalistów scharakteryzowalibyśmy jako szarlatanerkę, która do opisu interakcji społecznych próbuje przeszczepić logikę i wzory fizyki, podczas gdy neolib byłby pseudo-nauką szukającą inspiracji raczej w biologii (socjal-darwinizm, byty „wyższe” i „niższe”). O ile w przypadku ekono-neo-klasycyzmu taka metafora tej pseudo-nauki nie byłaby wielkim nadużyciem (Świat-Zegarek, w którym agenci-trybiki poruszają się według wzorców ekono-newtonizmu napędzani sprężyną poszukiwania korzyści krańcowych), o tyle adekwatnej paraleli dla neolibu należałoby raczej szukać może w jakiejś mieszance alchemii w połączeniu z metodologiką stosowaną w inżynierii genetycznej z domieszką garści pseudo-mistycyzmów. Tzn. mamy tu elementy prób tchnięcia iskry życia w golema, którym towarzyszą eksperymenty syntetyzowania różnych ekono-mikstur, które—na podobieństwo randapu—mogłyby oczyścić pole gry dla wyselekcjonowanych gatunków przynoszących oczekiwane plony (przykład: spryskiwanie terytoriów, na których zaczynają wyrastać chwasty roszczeniowości i anty-rynkowości ekono-ascezo-toxem—nazwa firmowa „austerity”—z nadzieją, że ta operacja stworzy glebę odpowiednią do rozkwitu gatunków pożądanych, tj. monokultury homogenicznych, memetycznie wyinżynierowanych homo-oeconomicusów.

Z neolibu (i z jego komiksowych przedstawicieli jak prof. Schładzania, jego „kapciowy”,  Zoltar z Neolibo-Plutona, czy Witold-Miażdżciel Socjalizmów) można sobie robić w wolnym czasie podśmiechujki [ śmiejcie się, się śmiejcie, a  członek Grupy30 zaśmieje się z Was ostatni ], ale błędem byłoby lekceważyć moc tej memetyki, zwłaszcza jeśli zestawimy ją z „konkurencją”. Np. tzw. lewica (w tym nawet ta rzadka jej odmiana, która nie została jeszcze spenetrowana Grzybnią neolibową) prezentuje w praktyce znacznie słabsze zdolności dostosowawcze, a nierzadko—targana gonitwą mnożących się geometrycznie celów (podczas gdy neolib de-facto trzyma się jednego)—zdaje się dobrowolnie samo-skazywać na niebyt; marksizm „wybrał”—jak się wydaje—strategię hibernacji, gdzie jego formy przetrwalnikowe kontemplują dokonania ich „przodków” w zaciszach niszowych platform intersieciowych czy jeszcze bardziej niszowych wydziałów akademii; podobna sytuacja ma miejsce po „prawej” stronie—gros ekono-ksenofobizmów reprezentuje przypadki beznadziejne, w których zarażenie wirusem bazowej logiki Rynku (w tym przypadku: minus ekono-kosmopolityzm a.k.a. globalizacja) sięgnęło już kości, a reszta posiada audytorium liczone w ułamkach %.  Jednym zdaniem: neolibowy mempleks posiadł sekrety sprzedawalności i szybko stał się best-sellerem, podczas gdy inni „producenci” idei popadli albo w narcyzm (jak—szukając analogii w sferze biznesu—Nokia, AOL czy NK), albo po prostu w ogóle nie zdołali się przebić na rynku idei.

Co najważniejsze—neolib jest co do zasady memetyką optymistyczną (i waleczno-do-boju-zagrzewającą!—„trzeba się bić!”), tzn. raczej nie znajdziemy tam doomsayerstwa czy malkontenctwa typowego dla szerokiego spektrum współczesnych odmian krytyki społeczno-ekonomicznej   (ostatnio szczególnie prężną odmianą filozofii „na kłopoty—Rynek!” są różne gałęzie komikso-techno-fetyszyzmu, gdzie dżono-galtowi bohaterowie konkurują między sobą w znalezieniu różnych wunderwaffów—jak IoT, AI, zrzucalność zawartości szaro-kor na krzem, kolonie na Marsie itp.—które już niedługo uwolnią ludzkość od obecnych przejściowych niedogodności).

Tymczasem na każdego „skompromitowanego” neoliba, przypada 10 innych (albo stu quasi-neolibów), którzy cieszą się powszechną estymą jako „promotorzy demokracji”, „skuteczni włodarze”, „obrońcy demokracji/przyrody/miejsc pracy” etc. etc., ale którzy są tak naprawdę niczym więcej jak tylko zombi rozsiewającymi—często nieświadomie i często podprogowo—kult bałwana Rynku, oraz realizujący różnego typu aranżacje generalnie kompatybilne z ewangelią NKM. Jak to powstrzymać? I czy w ogóle można/warto? (Można/warto spróbować, zaczynając od rozsiewania memo-wirusa potrzeby drastycznej redukcji wymiaru czasu pracy najemnej.) [Znowu o tej redukcji? Nie lubię neolibu, ale jeszcze bardziej mam dość uprawianej tu indoktrynacji—tak jak i rynek nie jest maścią na wszystko, tak i nie jest nią tym bardziej pracowanie mniej! – członek ruchu „Stop Myśleniu Jednokierunkowemu”].

Podobne wątki-przykłady pragmatycznej inwazyjności grzybni NKM można by wymnożyć do postaci książki, ale to już (prawdopodobnie) zrobił wystarczająco dobrze sam Mirowski.

*

Jeśli już rynku idei—w końcowej części eseju Mirowski podaje nieco podobny przykład, w jaki sposób neolib rozprzestrzenia się na te gałęzie struktury socjalnej, które cechuje z pozoru dość luźny związek z prawem wartości wymiany—tj. w tym konkretnym przypadku na świat nauki (koncept marketplace of ideas, czyli „rynek idei”, tzn. „prawda” ma się wyłonić w procesach rynkowych, nie zaś poprzez badanie otoczenia przy użyciu narzędzi z repertuaru nauki zorientowanych na identyfikowanie faktów). My nie będziemy brnąć w ten temat; na zgrabne podsumowanie tej mechaniki—gdzie placówki  nominalnie naukowo-edukacyjne wyewoluowały stopniowo do postaci zaawansowanych struktur administrowania strumieniami hajsów (czy może także ukwantyfikawiania  i następnie benczmarkowania czynników składających się na procesy nauki)—można zerknąć choćby tu lub tam).

Faktem jest, że—na podobieństwo inwazyjnej grzybni—neolib infekuje i następnie, niejako niepostrzeżenie, ale systematycznie, modyfikuje praktycznie wszelkie obszary życia społecznego, realizując swoją misję urynkawiania—czy będą to kupony edukacyjne, granty, składki zdrowotne, mechanizmy handlu emisjami czy zorientowane na pozyskanie konsumenta treści politycznych setko-milionowe kampanie wyborcze—kompost stopniowo urabiany jest do stanu kompatybilności z zadanymi Algorytmami, które z każdym kolejnym rokiem ich Dominacji zaczynają coraz bardziej jawić się jako niekontestowalne i wszechobecne prawa natury.

Szereg tych praw—jak np. zasada bilansowania budżetów gubmintowych czy naturalnego bezrobocia NAIRU—faktycznie zaczerpnięta jest z neoklasycznego voo-doo. Niemniej jednak należy mieć świadomość, że neolib—jeśli zajdzie taka potrzeba—nie zawaha się przed zastąpieniem tych totemów innymi, które w danych warunkach będą lepiej służyć budowie Nowego Rynkowego Ładu tak, aby zachować monetarny (czy wartościo-wymienny) charakter stosunków pomiędzy zatomizowanymi cząsteczkami sapiensowymi. Chodzi o to, żeby te cząsteczki układały się bezproblemowo, nisko-kosztowo i samoistnie wzdłuż zadanej polaryzacji—jeśli dany magnes memetyczny (np. nadwyżki budżetowe = bogactwo narodu, elastyczna praca drogą do wolności, socjal rujnuje etc.) przestanie działać, należy zastosować inny, być może mocniejszy, a innych warunkach oddziałujący w danej chwili łagodząco na sfrustrowane kory kompostowców (np. 500+).

PS. Jako refleksja po tym słowo-toku, podczas którego raz kolejny udało się nam „obnażyć neoliberalizm”, pojawia się (czy powraca) pytanie, czy aby za cel naszych piśmienniczo-chałupniczych diagnoz demaskacyjnych nie obraliśmy przypadkiem symptomu, zamiast skoncentrować nasze wysiłki na zidentyfikowaniu faktycznego źródła opisywanych patologii. Tzn. może należałoby zdiagnozować neoliberalizm jako sub-mempleks faktycznego prime-movera obecnych metod organizacji społeczno-ekonomicznych w postaci kapitalizmu per se. Być może neolib, oprócz wspierania ekspansji kapitału, pełni również funkcję swego rodzaju płachty na byka, tj. angażuje uwagę tej części populacji, której jeszcze udało się zachować szczątkowe elementy krytycznego myślenia po to, aby w praktyce wydrenować ich energię mentalną tak, że w stosownym czasie staną się gotowi do przyjęcia jakiegoś coup de grâce (np. pełnej symbiozy „narodowego” gubmintu z „narodowymi” kapitalistami), albo przynajmniej do akceptacji jakiejś „alternatywnej” strategii Kapitału (zamiast anglo-saskiego neoliberalizmu—teutoński ordoliberalizm, albo może sprytne w swojej miękkości dociskanie prolo-kompostu alá socjademy skandynawskie). Czyli, chcąc odgadnąć naturę zniewolenia, warto zadać sobie oto-jest-pytanie: „czy wystarczy j38ać neoliberalizm”, czy może raczej przyjąć postawę „fokk capitalism&jobs as well”.

PPS. Przykładowe „oficjalne” rozsiewacze zarodników grzybni NKM nad Wisłą:

  • FOR (Wa-wa)
  • Fundacja Wolności i Przedsiębiorczości (Katowice)
  • Ośrodek Myśli Politycznej (Kraków)
  • Fundacja Industrial (Łódź)
  • Instytut Globalizacji (Gliwice)
  • Stowarzyszenie Koliber [9] (Wa-wa)
  • Kultura Liberalna (Wa-wa)
  • Instytut Mizesologii [9](Wrocław)
  • PAFARE (Wa-wa)
  • WEI (Wa-wa)
  • Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową (Gdańsk)
  • CASE (Wa-wa)
  • CAS (Wa-wa)

(Nieoficjalne: praktycznie wszystkie korpo-massmedia, większość kanałów gubmintowych i gdzieś tak 80-90% poza-główno-nurtowych emiterów treści posiadających „ekonomiczne” zacięcie.)

_______________________

1.Tu jako przykład zacytujmy: There was nothing simple about Friedman’s precarious balancing act at the heart of the neoliberal project, and it never consisted of simple-minded libertarianism. The counterevidence comes in Friedman’s own private correspondence, such as a 1973 letter to Pat Buchanan: “We are talking at cross-purposes because of what I regard as the important necessity of keeping clearly separate the long-run ideal goal and the tactical steps that may be appropriate in moving towards it.”17 This distinction did not merely consist of the trimming of the sails to render their political project more palatable to the masses. It consisted of living a sequence of double truths—one for the masses, another for battle-hardened insiders—that grew organically out of the key political and epistemological positions innovated by the thought collective over the last sixty years. (powrót)

2. tzn. zanim „wyrósł” (jak mówi legenda, za sprawą dekonstrukcji przez P. Sraffę jego hipotezy o wróżce-naturalno-stopo-procentuszce) z nurzania się w miazmatach stricte ekonomicznych na rzecz bardziej obiecującego i bardziej praktycznego Projektu NKM. (powrót)

3. np. ponownie M. Friedman 1951: “a new ideology… must give high priority to real and efficient limitation of the state’s ability to, in detail, intervene in the activities of the individual. At the same time, it is absolutely clear that there are positive functions allotted to the state. The doctrine that, one and off, has been called neoliberalism and that has developed, more or less simultaneously in many parts of the world… is precisely such a doctrine… But instead of the 19thcentury understanding that laissez-faire is the means to achieve this goal, neoliberalism proposes that competition will lead the way” (powrót)

4. One of the best short definitions of neoliberalism is offered by Will Davies—namely, that it is a political doctrine depending upon a strong state to pursue the disenchantment of politics by means of economics. (powrót)

5. Osłabione—czy to jakąś katastrofą naturalną, czy to wojną lub upadkiem poprzedniego systemu, co generuje próżnię organizacyjną—zbiorowości społeczne stwarzają szczególnie korzystne warunki do zaszczepienia grzybni neolibowej, która na ruinach i zgliszczach potrafi się szybko rozrosnąć nawet bez potrzeby wsparcia instytucjonalnego. Tam, gdzie więzi społeczne/instytucje są stosunkowo silne (lub na etapie późniejszych faz post-doktryno-szokowych) fenotypy NKM zmuszone będą do podążania powolniejszą ścieżką rozwoju, np. poprzez stopniową penetrację legislatury, akademii, struktur politykabukowych etc., i dopiero na tak pieczołowicie zbudowanym szkielecie formować prolo-kompost pod potrzeby swojej dalszej ekspansji. (powrót)

6. W strategii neolibów-denialistów ( w tym kontekście „denialistów” w cudzysłowie) G.O. będzie chodzić o „zyskanie czasu” po to, żeby „rynkowe rozwiązania” kwestii G.O. zdołały (wobec ewidentnego ich deficytu) nadgonić czas względem ewentualnej konkurencji memetycznej. Z drugiej strony neolibowie (czy quasi-neolibowie)-alarmiści G.O. będą w międzyczasie promować ad-hocowe „rozwiązania” rynkowe (albo nawet nie-rynkowe—najważniejsze, żeby zyskać na czasie, chronić wiodące fenotypy rozprzestrzeniania Rynku, tj. kapitalistów, a populacje utrzymywać w stanie otumanienia) tego problemu (jak handel emisjami, podatki od dizla, dotacje do OZE, liczniki smart, działania pozorowane z gatunku We Don’t Have Time etc.). Co jest istotne, te z pozoru sprzeczne strategie w rzeczywistości służą w dłuższym terminie jednemu celowi—ubezwłasnowolnieniu „czynnika ludzkiego”, czy jego eliminacji z procesów decyzyjnych (przykładem takiego sprzecznego z neolibowym curiculum działania byłoby np. nakazowo-rozdzielcze ustanowienie limitu zużycia kWh per capita). (powrót)

7. Z tą tezą można się zgodzić lub nie, albo zgodzić się częściowo, tzn. prawdopodobnie rzeczywiście sporo członków NKM to szczerzy wyznawcy kultu Rynku, niemniej jednak wydaje się, że równie sporo (jeśli nie więcej) jest takich, którzy zasubskrybowali się do tego ekono-Kościoła, kierując się motywami bardziej przyziemnymi, takimi jak kariera czy Mamona. Członkowstwo w klubie NKM niewątliwie popłaca (przynajmniej na tym padole) znacznie bardzie niż w organizacjach zajmujących się badaniem rzeczywistości, nie zaś jej kreowaniem. (powrót)

8. Ujmując to dokł(/s)adniej, neolib p13rodli społeczeństwo, o ile w ogóle byłby skłonny uznać takie-coś za istniejący byt. Niemniej jest jedna recepta na pożądaną ekono-formę stosunków w zbiorowościach ludzkich, którą można śmiało przypisać neolibom—tj. im więcej nierówności, tym lepiej. Dlaczego? Ponieważ taki miks ma—zgodnie z wykładnią tego kultu—stymulować naturalne procesy postępu dominacji Rynku nad poślednimi ekspresjami sapiensowości; w tym zwłaszcza istotna jest stymulacja do pracy, m.in. dlatego, że zajęci pracą agenci nie będą mieć czasu/siły na wyrażanie swoich nieistotnych i omylnych idei. Stąd jednym z emblematów neolibu jest fetysz rozdawania pracy (dzielony zresztą również przez wyznawców innego kultu, który my określamy mianem Pekabowstwa). (powrót)

9. Wyróżnione tym przypisem 2 pozycje włączamy do tego zestawu, mimo że nominalnie są to ośrodki reprezentujące zwolenników „Spontanicznego Zstąpienia Rynkowego Mzimu” i deklaratywnie kontestujące wiele fenotypów i działań neolibu, a przez to nie do końca wpisują się w powyższą 11-punktową definicję. Jak może wyjaśnimy w którymś z kolejnych odcinków, w praktyce jednak większość współcześnie działających organizacji krzewienia mizesologii—w tym zwłaszcza tych obecnych prominentnie w eterze memetycznym—należy uznać za swego rodzaju spin-offy NKM-owej franczyzy, których zadaniem jest—na zasadzie jak nadmienialiśmy w tekście—zagospodarowanie tej części memosfery, w której lubią przebywać jednostki o bardziej „anarchistycznych”, „kontestestacyjnych” czy „anty-gubmintowych” inklinacjach.(powrót)