Ekono-kucaria czyli austriackie gadanie w intersieciach

W dzisiejszym odcinku wrzucamy kilka różnych grzybów do jednego sfermentowanego barszczu:  obok psycho-grzybka ekono-slapstikowego, dodamy garść przykładowych okazów ekono-sromotników (w ramach prewencyjnej misji ostrzegania przed ekono-trucizną), oraz jedną, wykopaną z głębokiej przeszłości truflę lingwistyczną. Trufla ta to staro-nadwiślański termin „austriackie gadanie[1] [AG], który za pomocą siły naszej blogo-tuby chcielibyśmy przywrócić do powszechnego użytku, z tym że w znaczeniu bardziej adekwatnym do współczesnej rzeczywistości, gdzie tytułowe austriackie gaworzenie zyskałoby nowe życie w roli określenia komunikatów werbalno-pisanych artykułowanych pod wpływem pewnego szczególnego zespołu ekono-, ale także kulturo-patologicznego.

Do czego dzisiejszy ekono-misz-masz ma zmierzać? Otóż nietrudno zauważyć, że nadwiślańskie ekono-intersieci są na masową skalę spenetrowane komentariatem, którego jedną z najważniejszych pożywek wydają się być ekono-miazmaty wydobywające się z mizesologicznych myślo-zbiorników (czy myślo-odstojników), a mizesologia wywodzi się – jak to się składa – właśnie z Austrii – kraju, który (według złośliwych) wydaje się cechować nad-reprezentatywną produkcją osobników-rozsiewaczy patologicznych i pozbawionych sensu idei. Ten kontrapunkt – z punktu widzenia kapitalistów – stanowi korzystne uzupełnienie (czy dopełnienie) lobotomizacji populacji neoliberalnym (pragmatyczno-leseferystycznym) przekazem MSM. Tzn. jeśli nawet jakiś standardowy odbiorca treści nie będzie do końca usatysfakcjonowany wersją dystorsji interpretacji ekono-świata podaną w postaci standardowej papki toko-gadomszczyźnianej, próbując dokopać się do jakiejś alternatywy, z dużym prawdopodobieństwem wyląduje w mulistych odmętach austriackich pogaduszek – choćby za wskazówkami dostarczanymi przez fenomenalny w swojej wszechobecności ekono-kucariański [2] komentariat posługujący się na co-dzień właśnie jakąś odmianą ekono-austro-narzecza (czy niedorzecza).

Fenomen ekono-kucarii jednak w dużym stopniu wykracza poza ramy ekono-ignorancji wyznaczane przez mizesologikę, stąd można uznać, że zasługuje na własne, unikalne nazwo-określenie w naszej ekono-taksonomii (a może bardziej już socjo-typologii, bo pierwiastki pseudo-ekono- przeplatają się tu gęsto z motywami kulturo-obyczajo-antropologo-i-co-tam-jeszczowymi wypluwanymi do intersieci przez różnego typu formy zamieszkujące i rozmnażające się w mrocznym środowisku dna oceanów memetycznych).

Jeśli ktoś nie boi się brudnej roboty i chciałby by pochylić się nad tym fenomenem – kolejnym krokiem mogłoby być postawienie pytania o źródła tak wysokiej wirtualnej witalności ekono-kucariańskiego bractwa, której ekspresją jest wysoki stopień spenetrowania około-ekonomicznych forów przez tych, którzy właśnie austro-gwarę przyjęli jako swój preferowany język ekono-komunikacji.

Będą zasadniczo 2 wersje odpowiedzi na tę zagadkę – podobnie jak to miało miejsce podczas naszej dawnej misji odkrywania źródeł popularności mempleksu ekono-neoklasycznego (czy neoliberalnego), który zdominował z kolei akademię, media główno-nurtowe, jak i ekono-logikę gubmintów. Pierwsza zakładałaby spontaniczne rozprzestrzenienie się danego (tu: ekono-kucariańskiego) zespołu umysło-wirusowego, natomiast w wersji drugiej – będącej odpowiednikiem Neoliberalnego Kolektywu Myślowego – kultura AG rozkwita tak obficie w sieciach, ponieważ jest przedmiotem intensywnego nawożenia i kultywacji. Ale o wytypowanie odpowiedzi pokusimy się później w konkluzjach.

Na początek warto by spróbować ustalić zespół podstawowych cech, którymi charakteryzuje się AG. O fachową pomoc w tym przedmiocie zwróciliśmy się do naszego eksperta doktora Gniewosława Dziwiłły z Katedry Ekono-Psychologii. Pracownia dr GD w swojej działalności naukowej rytynowo pobiera próbki materiału badawczego z około-ekonomicznych forów i już kilka lat temu zidentyfikowała pewne powtarzające się wzorce typowe dla syndromu AG, które – jak wyszło w testach laboratoryjnych – wykazują przesłanki świadczące o manipulacyjnej naturze tego kompleksu memetycznego.

Dr GD wyseparował obecność trzech kategorii technik, które mogą mieć na celu zaburzanie logiki procesów myślowych pośród ich odbiorców/targetów:

  1. Straszenie skonstruowaną swego czasu przez pra-mizesologów plastikową makietą żarłocznego potwora-kolektywizatora (identyfikacja wspólnego wroga czychającego na naszą własność prywatną)
  2. Zaorywanie oponentów żelazkową logiką (dlaczego żelazkową – o tym za chwilę)
  3. Wręczenie Prostej Recepty –  Pozytywnej Alternatywy – np.  ‘Ku Bogactwu Przez Ciężką Pracę i Naukę’ – najlepiej wyświetlonej na  jakimś odpowiednio obślizgło-zdegenerowanym tle  (za które może robić np. kontrapunkt socjal zjada owoce ciężkiej pracy, albo bogactwo nie bierze się z drukowania).

Tu uwaga: często podmiotem lirycznym chemitrailsów z kat. 1 jest po prostu gubmint (z uwagi chociażby na to, że w praktyce inne formy potworów-kolektywizatorów w praktycznym leseferyzmie występują z rzadka). Jak daliśmy już Czytelnikom poznać, także i PE-P nie postrzega bynajmniej gubmintów jako stworków specjalnie przyjaznych dla prolo-kompostu, niemniej jednak my uznajemy fakt, że mimo wszystko istnienie gubmintów – póki mamy kapitalizm – suma-sumarum często czyni procesy prolo-eksploatacji bardziej cywilizowanymi, aniżeli miałoby to miejsce w hipotetycznej krainie, o której śnią randroidy (choć z drugiej strony skutecznie konserwuje status quo).

My z naszej pracownianej strony – z uwagi na równie wieloletnią praktykę profesjonalnego nurzania się w oparach ekono-miazmatowych – dorzucilibyśmy trzy typy memo-maczug, którym najchętniej posługują się zastępy ekono-kucarian:

  1. Dowody anegdotalne

  2. Ma-te-ma-ty-ka/lo-gi-ka w służbie ideologii, najczęściej angażująca rachunki/ciągi typu błędo-złożeniowego (MBZ), licznikowanie wartości urojonych czy pre-selekcję danych pod kątem uzyskania pożądanego wyniku (w skrócie nazwijmy ogólnie tę kategorię MBS czy LBS)

  3. Premedytowane pół-prawdy, przekłamania czy wręcz siekierą-ciosane kłamstwa.

W ten sposób – przez połączenie obydwu tych typologii – otrzymujemy swego rodzaju macierz patologii AG, która może służyć do mapowania szlaków namnażania się tego wirusa, bądź także jako detektor BS. Macierz-wycinankę prezentujemy na końcu, tymczasem najpierw – dla ciekawych – parę przykładów z każdej kategorii (wyłowionych własnoręcznie z żywych ekono-forumowych kultur).

Jeśli chodzi o kategorię anegdoto-dowodowych sztamp zidentyfikowaliśmy dwie takie typowe formy, które nazwiemy tutaj jako „mem malowania płota” oraz „mem kamer CCTV”.

Pierwszy z nich pojawia się często pod artykułami traktującymi o wysokim bezrobociu w regionie czy raczej osadzie X (np. w warmińsko-mazurskiem) i polega na tym, że „dyskutant” (gaduła austracki) ma „Znajomego”, który właśnie przypadkiem ma w X domek letniskowy otoczony płotem, który akurat wymaga pomalowania (w innych mutacjach może to być wykopanie rowu czy inne tego typu proste prace) i poszukuje chętnych do wykonania takiego zlecenia i w tym celu udaje się gdzie … ? Otóż – rzecz jasna – w kierunku lokalnego sklepu, gdzie miejscowi autochtoni (wg. tej narracji) czilautują się przy browarku; godzina akcji może być dowolna, ale z reguły < 12.00; następnie propozycja praco-rozdawania spotyka się z brutalnym odrzuceniem – ergo: teza, że bezrobocie bierze się z lenistwa (czy przepijania 500+), zostaje obrazkowo udowodniona. Tę legendę, korzystając z powyższych zestawień, zaliczymy do pola 3A naszej macierzy (alternatywnie 3C w przypadku, jeśli scenka została sprokurowana).

[Tu uwaga: wydaje się, że – jeśli jest to jednak 3C – nad tą konstrukcją  ‘szukania chętnej siły roboczej pod sklepem’ należałoby nieco popracować, bo po chwili refleksji, cała ta sytuacja zalatuje Bunuelem; skąd np. założenie, że ktoś, kto pije piwo z rana pod sklepem powinien być na stendbaju do pomalowania płotu jakiemuś randroidowi z Wawy? Może to kompania wyluzowanych posiadaczy ciągników ufundowanych przez gnijący socjalizm UE – każdy warty więcej niż domek naszego randroida – które umożliwiają bezczelnie i anty-rynkowo zredukowanie czaso-nakładów pracy przedstawicieli producentów jadło-gadżetów? Dlaczego nie poszukać zajmującej się takimi rzeczami fachowo firmy, używając do tego celu baz danych dostępnych w intersieciach?  Być może z uwagi na dziurawość prototypu tej opowieści, mem ten wyewoluwał do wersji 2.0, gdzie w „poszukiwania” pracowników angażowany jest sołtys, który zna sytuację dochodowo-majątkową autochtonów, jak i – w charakterze puenty – chętnie-konfidentnie poinformuje interlokutora o ich – wygenerowanym socjalem – wstręcie do wykonywania jakiejkolwiek pracy, w tym zwłaszcza pracy najemnej.]

Drugi powszechnie występujący dowód anegdotalny – mem CCTV – pojawia się masowo pod artykułami dotyczącymi pracy minimalnej. Tym razem w roli rozsiewnika występuje czasem „Szef” czy „Właściciel firmy” (czy ich „Znajomy”), a czasem „Pracownik”; w każdym razie chodzi o to, że wspólnym mianownikiem tej legendy jest decyzja jakiejś firmy (mojej, firmy, z którą współpracuję, której szefa znam itp.) o zakupieniu kamer CCTV, ponieważ – wskutek podniesienia/ustanowienia godzinowej minimalnej wystąpiła ekonomiczna „konieczność” redukcji pracowników ochrony. Zatem tezę: płaca minimalna = wzrost bezrobocia, można uznać za przystemplowaną pieczątką CBDU (kategoria 2A lub ew. 1A – w wersji, gdzie anegdota podkreśla gubmintowe łapo-wkładanie do prywatnych wolno-kontraktów; albo 2C/1C jeśli rozsiewacz jest kłamczuszkiem).

[BTW. jeśli impuls podniesienia płacy z 3 czy 5 zł/h do 12 pozwolił wyzyskobiorcom na dokonanie odkrycia dobrodziejstw techniki telewizyjnej, to może – jeśliby podnieść to do 20 zł – to wtedy zdaliby sobie sprawę z istnienia komputerów, kto wie?]

[Tu przyznamy się, że szkic tego odcinka zrodził się w naszych głowach już z rok+ temu, ale wylądował na dnie pracownianej szuflady jako stanowiący zagrożenie przekroczenia rubikona ekono-kaszany i nie-niosący info-wartości dodanej (ale teraz mamy 2017, w którym to roku siła wirów globalnej degradacji standardów wstrząsnęła także i naszymi szufladami, pozwalając wypłynąć dzisiejszemu odcinkowi na oceany ekonopatologiczne); jeśli ten zrzut wypłynąłby na powierzchnię w momencie jego wyklucia się, niósłby wartość dodaną w postaci czynnika suspensu, tj. oczekiwanio-napięcia ilu to ochroniarzy zaszeregowanych rynkowo jako wartych 3-5zł/h straci faktycznie pracę, kiedy już socjalistyczny dwunasto-złotowo-za-godzinowy mord na wolno-praco-rynku stanie się faktem; dziś już wiemy, że ekono-tabloidy nie miały okazji zamieścić barwnych – i być może przygotowanych zawczasu – opowieści o hordach zredukowanych ochroniarzy szturmujących placówki mopsu.) (Ale teraz nad ekono-horyzont nadciąga inny problem – w postaci prognozowanej tu-i-ówdzie stu-tysięcznej armii prolo-kompostowców, którym wkrótce zostanie odmówiona łaska praco-rozdawania za sprawą opresji wolno-niedzielnej – być może chociaż to zapewni co wrażliwszym Czytelnikom odpowiednią dawkę suspensowych ekono-ciar. Nasze prognozy w tej kwestii są przewidywalne, bo co do zasady posiadają wektor przeciwny względem tego, co wieszczy aparat szczekaczko-praco-rozdawaczowy [3])].

Z kolei jeśli chodzi o Kategorie 2 i B – często będą się one wzajemnie przenikać czy symbiotyzować, choć możliwe są też inne kombinacje jak np. 2C. ”Logikę”, z którą mamy tu do czynienia określamy tu roboczym terminem „żelazkowa”, ponieważ mocy zaorywana nabiera dopiero po sprasowaniu wielowymiarowego, pofalowanego świata do postaci dwu-wymiarowej – takiej, na której można bez problemu namalować krzywą Laffera. Żelazkowa, bo polega także na wprasowaniu w umysł współdyskutantów któregoś z popularnych rojeń twierdzeń fundamentalizmu leseferystycznego jako fakto-aksjomatu. Najważniejsze i b. często wykorzystywane myślo-wpraski z tej kategorii to ww. „podniesienie płacy minimalnej MUSI zwiększać bezrobocie” albo „gubmint ma tylko te cząsteczki pieniężne, które zabierze/podwędzi podatnikom”.

W kategorii B (LBS/MBS) jednym z najpopularniejszych rozsiewanych na forach memem jest „i ty mogłeś zostać informatykiem” (kat. 3B, czasem też 3A – „JA jestem wziętym informatykiem – bo odrabiałem lekcje, nie ściągałem, w wakacje ruszałem ochoczo w umizgi do praco-rozdawaczy celem dostąpienia łaski wykonywania stażu, melanże napawały obrzydzeniem moją kalwinistyczną duszę, ale za to teraz czochram konkretną kapuchę i los tych wszystkich, którzy wybrali ścieżkę roztrwaniaczy czasu, wzbudza we mnie tryumfalny rechot satysfakcji”). Nie ma absolutnie żadnego problemu poza lenistwem: spokojnie 50% proli na danym terytorium może uprawiać IT i inkasować  grubą mamonę,  przy okazji wystrzeliwując pekab w przestworza.

Brako-pieniężność gubmintu to również odmiana MBZ (2B) – ekono-kucaria, podobnie jak mizesolodzy, nie może wręcz ścierpieć faktu istnienia fiato-hajsów, być może z tej przyczyny, że za ich pomocą gubmint potencjalnie może np. zatrudnić bezrobolo-nieudacznika, nie „zabierając” pieniądzorów na jego/jej pensję nikomu, a po prostu taki hajs kreując w akcie dokonania wydatku per se, czego efektem ubocznym, oprócz uruchomienia rezerw produkcyjnych, byłoby zębo-zgrzytanie praco-rozdawaczek, kasty wierzycieli oraz randroidów czerpiących swoje siły witalne z obserwacji mizerii losów wszystkiego, co spoczywa niżej od nich samych w hierarchii rzeczy.

Idąc dalej tym tokiem, zgodnie z żelazkową logiką, pieniądz wydany przez kolektywistów przepadać ma od razu jak w czarnej dziurze (nie będzie krążyć, przy okazji generując zyski, w odróżnieniu od pieniądza, który przechwytują kapitaliści – który za to krąży chyżo po różnych kontach, zanim w końcu nie wyląduje gdzieś w bezpiecznej przystani w Panamie buduje inwestycje), i nie jest absolutnie w stanie zastymulować procesów wyzysku np. przez uruchomienie rezerw produkcji (prawdziwy kapitalista pogardzi pusto-pieniądzem z prasy drukarskiej?), ale mimo wszystko jednocześnie wywoła inflację, a ta, jak wiadomo, prowadzić musi do hiper-inflacji (kat. 1B lub 2B – w zależności od akcentu). Wprasowane w główki? To idźmy dalej.

W kategorii przekłamań czy G-prawd (C) bardzo powszechne są dwa memy, pojawiające się praktycznie zawsze pod artykułami o podwyżkach podatków (tu zaznaczmy: nasza pracownia nie zajmuje się propagowaniem podwyżek podatków per se, a przynajmniej nie celem finansowania czegokolwiek). Pierwszy z nich to „każdy podatek zapłaci na końcu konsument” (ale ten sam ekono-kucarz – jeśli ktoś spróbuje zalamentować temat korpo kreatywnie czy dysrupcyjnie unikających CITa, nie omieszka przypomnieć, ile to VATu zostało zapłacone – nie przez naszego generycznego konsumenta – ale właśnie przez tę oczernianą przez populistów organizację Posiadaczy).

Akurat ten mem nie należy do kategorii kompletnych G-prawd – duża część podatków angażowanych przez neoliberalne państwo rzeczywiście z premedytacją nakierowana jest na drenaż kieszeni proli (celem maksymalizacji podaży prolo-godzin). Ale zdolność kapitalistów do przerzucenia tych podatków, których zarówno mizesologicy jak  i ekono-kucarze nienawidzą najbardziej – czyli dochodowych i (zwłaszcza) spadkowych – jest w oczywisty sposób ograniczona. Większość korporacji liczy sobie za gadżety swojej wytwórczości taką cenę, przy której następuje maksymalizacja wolumenu zysku; automatyczne i bezrefleksyjne podniesienie ceny w odpowiedzi np. na wzrost CIT może doprowadzić do załamania sprzedaży i przejęcia rynku przez konkurenta, który ceny zdecydował się pozostawić na „starym” poziomie (dużo zależeć będzie od typowej stopy zwrotu z kapitału w danej branży; naszym zdaniem CIT-owanie generalnie mija się z celem, tj. trudno wskazać, czemu ten podatek służy za wyjątkiem bycia częścią rytuałów kultu równoważenia budżetów gubmintowych). Podobnie – podatki majątkowe czy spadkowe – jaki mechanizm transmisji zdecydowanego fiskalnego uderzenia w giganto-maniakalne posiadłości prywatne Posiadaczy „na konsumenta” mieliby jakoby posiadać w zanadrzu Kreatorzy Bogactwa? Tego od ekono-kucarza się raczej nie dowiemy, ale wpraska (kat. 2B/C) a nuż przylgnie do czyjejś kory, paraliżując instynkt ekono-samozachowawczy prolo-jednostki.

Drugi mem o kliento-koszto-przerzucowalności, bardziej prymitywny, pojawia się w reakcji ponownie na kwestie płacy minimalnej: „jeżeli podniesiemy płace minimalną o 100 zł, „konsument” zapłaci 100, 150 czy nawet 180 zł więcej” (wiadomo: łinkłink – narzuty kolektywistycznego monstrum to 80%!) i zawiera już dość grubo ciosane mizesolo-kłamstewko, pomijające fakt, że wynajęcie proli w procesach produkcyjnych to 15-25% kosztów ogólnych. (ponownie 2C).

Wreszcie na koniec z podgrupy bezpardonowe ekono-kucariańskie-G-prawdy – i ponownie wykorzystywane do zwalczania płacy minimalnej: „podwyżki płacy minimalnej służą tylko zwiększeniu wpływów do ZUS” (w domyśle: głównie wskutek wzrostu ryczałtowej składki dla „prawdziwych” solo-ziemnych przedsiębiorców, czyli januszo-biznesów na JDG, z których może 500k osiąga w ogóle jakąkolwiek część dochodów z wyzysku, tj. zatrudnia ludzi, a pozostały ~1 mln to po prostu samozatrudnieni). Czyli sytuację, w której circa 4 mln proli otrzyma na rękę dodatkowo ok. 70 zł/m-c „kosztem” (tu uwaga: PE-P też jest zmierżona instytucją składek ZUS, zwłaszcza tych ryczałtowych, o czym może w którymś z nadchdzących odcinków) 1,5 mln innych podmiotów (w tym również proli), które jednak na tej operacji stracą jedynie średnio powiedzmy 4-6 zł/m-c [4] nazywamy „operacją wyciskania ZUSu z przedsiębiorców”. Czyli: trzeba koniecznie powstrzymać transfery w kwocie 280 mln/m-c do kieszeni proli po to, aby 7,5 mln (2,6% poprzedniej kwoty) zostało w kabzie samozatrudnionych i lumpen-wyzyskiwaczy. Słowem: Budowanie dobrobytu  z pracy – wersja ekono-kucariańska.

Ale zaraz, zaraz… Chyba trochę zapędziliśmy się w naszym para-edukacyjnym zapale – przecież chyba nie zbłądził w progi naszej pracowni nikt, komu należałoby wykazywać absurdalność cytowanych wybroczyn upadającego i zdegenerowanego mempleksu prymitywistów leseferystycznych?

Tego jednak do końca nie wiadomo – np. my – anegdotalnie, ale na-prawdziwie – zetknęliśmy się z przypadkami, gdzie wykształceni i generalnie ogarniający ludzie przyjmowali z dużym zaskoczeniem (i być może z ulgą) informację, że zasiłki dla bezroboli pobiera jedynie kilkanaście % takich zarejestrowanych królów socjalu; byli dotąd bowiem święcie przekonani (i niektórzy – śfięcie oburzeni) – być może właśnie pod wpływem lektury ekono-forów – że każdy, kto zgłosi się do PUP dostaje bezterminowo zasiłek, nawet jeśli wcześniej w ogóle nie pracował/a! Zresztą – czy to wskutek pecha czy ekono-nadpobudliwości, odnosimy wrażenie, że w ogóle spora część rustykalnego slangu AG jest generalnie przyjmowana przez populację jako zdrowo-rozsądkowa alternatywa wobec chaosu i mowo-trawy produkowanych przez praktycznych leseferystów. Więc kto wie? Może i dzisiejszy komunało-trywialny odcinek zaświeci jakiejś zbłąkanej duszy w oczy kagankiem wiedzy?

Ale czas przejść do opóźnionej nieco roztrząsaniem zawartości tego zsypu memetycznego puenty-zagadki: w jaki sposób powstają takie desenie powtarzających się regularnie „śladów” myśli ekono-kucariańskiej na intersieciach?  Czy mamy do czynienia po prostu z fenomenem samo-nakręcającej się auto-replikacji fragmentów memokodu, który dzięki swojej surowej prostocie dostosowanej dobrze do potrzeb cywilizacji obrazkowej rozprzestrzenia się skuteczniej niż konkurencyjne gwary?  Być może tak – i to wtedy dawałoby nam w przybliżeniu obraz, jak daleko posunęła się degeneracja zdolności konfrontowania jakichkolwiek memo-wykwitów z logiką czy mechaniką rzeczywistego ekono-świata. To jest wersja pesymistyczna, w której właściwie można przyjąć, że wojna została przegrana – równie łatwo jak grodzenia domeny publicznej poszło Posiadaczom odgrodzenie mózgów proli od sfer logiki, zdolności porównywania teorii z rzeczywistością czy łączenia kropek w podstawowe ciągi przyczyno-skutkowe.

W wersji optymistycznej natomiast, czyli zakładając, że rozsądek gdzieś tam sobie żyje i ani nie eksponuje się na promieniowanie wydzielane przez ekono-fora, ani też nie jest zwykły tam się wyzewnętrzniać, rozsiewaniem tej tytułowej austriackiej gadaniny zajmuje się w sposób mniej czy bardziej zorganizowany mizesologiczna V kolumna czy uzbrojona w jakieś okólniki lesefero-partyzantka. Taki fenomen można by nazwać – parafrazując ten termin – jako Austro-turfing.

Ale w jakim celu taka kampania miałaby się odbywać? Otóż przy założeniu, że chociaż część sapienso-targetów przyjmie te wprasowanki za dobrą monetę, może to doprowadzić do zaawansowanej dezorientacji czy nawet stanu trwałej halucynacji, gdzie model przepływu zasobów zorganizowany jako maszynka do prolo-eksploatacji i propagacji frirajderstwa rentierskiego będzie się zainfekowanemu jawił jako coś zgoła przeciwnego – jako jakiś przewrotny system do ciemiężenia kapitału, przedsiębiorczości i promowania prolo-abnegacji wymyślony przez demiurgów kolektywistycznych, którzy z jakichś przyczyn marzą nieustannie o abolicji własności prywatnej (ze szczególnym uwzględnieniem przedmiotów codziennego użytku takich jak żony czy bielizna osobista). W efekcie jednostka z tak sprasowaną korą stanie się ekono-zombi, dla którego kręcenie kołowrotka nabijającego punkty wyzyskobiorcom będzie pozostawać jedyną życiową ambicją.

Teraz – wcielając się na chwilę w buty spisko-teoretyków – czy premedytowane zorganizowanie i postawienie w stan operacyjny takiej gigantycznej prasowalni kor prezentowałoby jakiś trudny i kosztowny problem? Otóż – naszym zadaniem – wcale nie.

Teoretycznie – zaśmiecenie 20-tu czy 40-tu najbardziej popularnych forów krajowych przy użyciu wrzutek z ograniczonego katalogu zawierającego 20-30 standardowych, lobotomizujących ekono-kucariańskich (czy mizesologcznych – na potrzeby bardziej wyrafinowanego audytorium [5]) memów, wymagałoby zatrudnienia jedynie kilku osób lub po prostu może jakiejś formy wolontariatu, gdzie ochotnicy zdobywają (czy sami przyznają sobie) jakieś punkty czy odznaki w zamian za skuteczne rozsiewanie śmiecio-myśli z otrzymanych okólników.

Ale nawet zakładając komercyjną (a nie opartą o socjal-darwinistyczny wolontariat, jak dziwnie to nie brzmi) metodę masowego rozprzestrzeniania, nie jest to zadanie finansowo przekraczające możliwości myślo-czołgów, kooperujących w międzynarodowych sieciach fundowanych przez Posiadaczy. Inaczej mówiąc, dysponując (w naszej ocenie) budżetem już od 20k/m-c można bez problemu zrealizować program austro-sturfowania wszystkich głównych około-ekonomicznych forów, zwłaszcza posiadając zaplecze w postaci sporych zasobów odpowiednio topornej memetyki warzonej (zapewne za znacznie grubszą kapuchę) w rozmieszczonych gęsto w prawie każdym zakątku globu instalacjach mizesologicznych myślo-fermentatorów.

Ale oczywiście czymś lepszym niż wydanie nawet tych marnych 20 k będzie nie wydanie nic, czyli – znając dodatkowo legendarne skąpstwo frirajderów – hipotezy, że zastępy ekono-kucarzy formują się spontanicznie i składają się z wolnego zaciągu – ochotników uwiedzonych perspektywą wstąpienia na ścieżkę łotrzykowskiej, anty-systemowej ekono-przygody, na potrzeby której każdy kucarz zostanie dodatkowo wyposażony w imponujące ekono-pióra i mocno-kuty ekono-hełm i podczas której krucjaty będzie można stratować garstkę zlobotomizowanych monetarystyką, a przez to raczej dość bezbronnych i nieporadnych lewaków-socjalistów czy złotowiekowców – takiej hipotezy nie można odrzucić. W końcu kto nie lubi od czasu do czasu dokopać leżącemu (czego dowodem w naszym przypadku jest zresztą dzisiejszy odcinek) [6]?

PS. W uzupełnieniu tabelka, z kolejnymi przykładami AG w układzie ww. macierzy – oczywiście tabelkę można sobie wydrukować, wyciąć czy ściągnąć (za darmo!) [ „Nie ma czegoś takiego jak darmowa tabelka” – z Listu Wielkiego Lesefera do Tabelarian ] celem umieszczania w odpowiednich rubrykach memów schwytanych własnoręcznie, a następnie wziąć udział w konkursie na najlepsze takie rysowanki, wysyłając na adres Pracowni (dżołk).

PS.2. Obecnie dr Dziwiłło w toku swoich prac badawczych uzupełnił swoją kategoryzację o pkt 4. ‘Pudrowanie/lukrowanie kapitalizmu’; niestety (czy na szczęście) z uwagi na to, że cnotę lenistwa nie tylko intensywnie tu propagujemy, ale nasze własne rady bierzemy poważnie do serca, napisanego raz odcinka nie będziemy od początku redagować. Tutaj tylko krótko: pudrowanie kapitalizmu polega na sypaniu memo-pudrem maskującym wszędzie tam, gdzie „z pozoru” funkcjonowanie tego modelu pozostawia wiele do życzenia. Przykładem z tej kategorii (4C) będzie rozpowszechnianie G-prawdy, że obecnie praktycznie nikt już nie pracuje za minimalną (no chyba że totalny nieudol) – statystyki, wskazujące, że takie właśnie mizerne owoce wyzysko-dawania zbiera 25-30% ogółu zatrudnionych, są „nieprawdziwe”, „bo wszyscy oni dostają drugie tyle pod stołem”.

 


1. Za sjp.pwn.pl: „mówienie bez głębszego sensu i celu, nieważne, próżne, niewarte uwagi. Kiedyś gadać znaczyło tyle, co wróżyć”.

2. Źródeł słowotworu (do którego nie przypisujemy sobie oryginalnego autorstwa) kucarz/kucarianin każdy może sobie upatrywać prywatnie i dowolnie. My np. postrzegalibyśmy to jako kombinację nostalgii za świetnością czasów nadwiślańskich feudalnych, przynajmniej (wobec nie-zstąpienia łaski prawdziwego kapitalizmu) względem obecnej degrengolady socjalistycznej i czego uosobieniem jest wizualna  atrakcyjność ówczesnych formacji zbrojnych, ze współczesną neo-feudalną tradycją kucania (z wrażenia czy z naturalnie-kulturowej potrzeby czapkowania) przed frirajderską ciężką jazdą, która dzierżąc powiewające dumnie banery chciwości, przybywa na tą ziemię pod postacią wolno-przedsiębiorcowych praco-rozdawaczy.

3. Choć mówiąc szczerze, nie zamierzamy się napawać naszą hipotetycznie lepszą – w porównaniu do standardowych pohukiwań kapitalistycznego aparatu dezinformacji – zdolnością do przewidywania tego, co będzie się działo w przyszłości w gospodarkach leseferystycznych. Z naszej perspektywy redukcja bullshitowych posad, w tym tych w handlu czy tzw. ochronie, jawiłaby się jako pozytyw – zwiastun akceleracji dogorywania kapitalizmu. Artykułowanie prognoz (że te stanowiska jednak nie znikną), których spełnienie postrzega się – będąc wiernym swojej własnej memetyce – jako konserwację status quo, prezentuje ciężki dualistyczny dylemat.

4. Nie musimy chyba przypominać, że płaca minimalna w sposób bezpośredni odnosi się tylko do wyliczenia tzw. małego ZUS, w którym to przypadku jej wzrost o np. 100 zł może spowodować maksymalny wzrost składki ZUS o 9 zł (podstawa wymiaru dla skł. emerytalno-rentowych i f.pr. to 30% minimalnej (600) x łączna stopa obciążeń circa 32% – czyli zwiększając minimalną o 100 zł składki zwiększą się o 100 zł x 30% x 32% = 9 zł) – i to pod warunkiem braku wystąpienia dochodu, gdyż – o czym kucarzom zdarza się zapomnieć –  zapłacone składki wrzucone są w koszt i tak oto zmniejszają podstawę do PITa, czyli z 9 zł zrobi się ~7). Dla pozostałych januszo-biznesów składki ZUS i NFZ są wyliczane w oparciu o ŚREDNIE wynagrodzenie (odpowiednio 60% i 75%). Żeby wyliczyć wpływ podwyżki minimalnej na średnią, załóżmy nie bez kozery, że na minimalnej jest już nawet 30% wszystkich zatrudnionych proli, stąd można przyjąć, że średnia wzrośnie o 30 zł, czyli wzrost miesięcznych obciążeń ZUS będzie wynosić max. cirka: 30zł x 60% x 32% = 5,8 zł brutto, NFZ 30zł x 75% x 9% = 2 zł. W praktyce – uwzględniając odpisy od PIT  (w tym NFZ odliczany bezpośrednio od podatku!) – wzrost minimalnej o 100 zł przełoży się na zwiększenie obciążeń zusowsko-nfzetowskich dla podmiotów typu JDG rzędu od 4 zł/m-c do maksymalnie – tylko w przypadku braku możliwości odliczenia od PIT, tj. braku deklarowanego dochodu – 7,8 lub (dla płatników małego ZUS) 11 zł. Podążając tą logiką austro-gadulców konsekwentnie do końca, powinniśmy zatem oczekiwać jak sromotnik dżdżu obniżenia się średniej płacy po to, aby choć o parę złotych na miesiąc ulżyć uciemiężonym lumpen-biznesom (i niejako przy tej tej okazji także milionowi samo-zatrudnionych).

5. Różnica pomiędzy mizesologiem a ekono-kucarzem będzie mniej więcej taka, jak między nafaszerowanym teorią subskrybentem czy propagatorem strumieni ekono-siary rozsiewanych metodycznie przez myślo-czołgi typu Heritage F. czy Instytut Mizesologii, a szeregowym spontanicznym członkiem Herbacianej Partii czy fanem z reguły chaotycznych w swojej aktywności samozwańczych maveriko-papieży wolnej przedsiębiorczości, który od czasu do czasu nie stroni od zanurkowania jeszcze głębiej i niekoniecznie w tematy stricte ekono- (tj. poza „czystą” propagację systemu wyzysku i rentierstwa – zanurzy się ochoczo np. w wątki ksenofobiczne, których typowa ortodoksja leseferystyczna stara się unikać). Nie wyklucza to jednak tego, że pożywka trzymająca obydwa te kanały w stanie wysokiego i wysoce oderwanego od realnego ekono-świata wzbudzenia, płynie z tych samych źródeł.

Jeśli już o mizesologach – ich ulubioną wrzutą jest wyjaśnianie przyczyn wszelkich bolączek współczesnego kapitalizmu (zwanego przez nich socjalizmem) faktem istnienia systemu rezerwy cząstkowej, który zainstalowany został, rzecz jasna, przez kolektywistów (Nierówności majątkowe? Wina rezerwy cząstkowej! Kryzys gospodarczy? Możliwy tylko pod reżimem rezerwy cząstkowej! Kiepskie zarobki? Rezerwa cząstkowa pustoszy nasze portfele! Masło drożeje? Pusty pieniądz rezerwowo-cząstkowy demotywuje krowy. Dlaczego nęka mnie mentalne zatwardzenie? … Musieliście, kolego, spożyć pomidora rezerwowo-cząsteczkowego. Jako odtrutkę polecamy nasze detoksy dla ofiar rezerwizmu-cząsteczkowego!).

6. Terry Pratchett, Guards, Guards:

Captain Vimes: “Corporal Nobbs, why are you kicking people when they’re down?”

Nobby: “Safest way, sir.”

(niestety nie mieliśmy okazji przeczytać, cytat podwędzony z jakiegoś forum).

1 komentarz do “Ekono-kucaria czyli austriackie gadanie w intersieciach

  1. teogderyk

    Dawno się tak nie zbalowałem! Ja rozumiem, że dla PE wykazywanie deficytu intelektualnego groupies Krula, to jak zabieranie lizaków przedszkolakom. Jednak dla ekonomicznych lajkoników, takich jak ja, to zaprawdę Piękno i Dobro. Niemniej był to raczej śmiech przez łzy, z tego względu, że umieszczam się w grupie pracowanianych pesymistów. Moim zdaniem, ludzie mówiący jak jest (pun intended) zawsze znajdą większy posłuch niż pieprzeni jajogłowcy dzielący włos na czworo.

    Ponadto kucowata odporność na wiedzę, w tym rachunek prawdopodobieństwa, wprowadza jeszcze dodatkowy czynnik psychologiczny. Odnoszę wrażenie, że te wszystkie nadwiślańskie randroidy, fapiące do Atlas Shrugged , obsadzają siebie oczywiście w roli potencjalnego Johna Galta, kompletnie ignorując głęboką, życiową prawdę zawartą w słowach Franka Fontaina, głównego antagonisty w (doskonałej pod wieloma względami) grze Bioshock:

    These sad saps. They come to Rapture thinking they’re gonna be captains of industry, but they all forget that somebody’s gotta scrub the toilets.

    Aha, jeszcze jedno! Taki mały disklejmer, bo zaraz przyjdzie lolek i mnie zruga, że kopię słabszych. Tak wiem, że myślenie jest czynnością męczącą, czasochłonną i często odrywającą nas od palących potrzeb codziennej egzystencji. Ergo nie każdy może sobie pozwolić na taki luksus. Jednak przypuszczam, że wątpię iż typowy kuc, bądź co bądź, mający czas i środki na propagowanie ekonomicznego pierdololo, powinien podlegać klauzuli ochronnej.

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.