Co w kapitalizmie rozumie się jako „gościnność”?

Od dłuższego już czasu przymierzaliśmy się do zreferowania jednego z najbardziej ekono-patologicznych sektorów tzw. gospodarki w kapitalizmie, który stanowi egzemplifikację dominacji wartości abstrakcyjnych nad użytkowymi, a więc tym samym—marnotrawstwa zasobów i czasu ludzkiego, a który jednocześnie jest oczkiem w głowie neolibowych gubmintów (oraz podobnie neolibowych tzw. samorządów—o czym więcej w dalszym toku) szczególnie w obecnym stadium współczesnego modelu eksploatacji, tj. w warunkach nad-akumulacji kapitału, gdzie—jak się wydaje—ostatnią deską ratunku do podtrzymania stóp zysków przed zatonięciem są branże dostarczania towarów i usług na cele konsumpcji typowo ostentacyjnej oraz tzw. „premium”.

Jak być może niektórzy Czytelnicy się zorientowali po tytule, chodzić będzie jeden z pod-zbiorów sektora tzw. turystyki, w wersji angielskiej często określany lobotomizującym kolokwializmem hospitability industry [HI], czyli—przekładając na nadwiślański—branżą („przemysłem”) gościnności.

[Tę czytankę można potraktować jako wyjaśnienie motywów naszej pokusy do odczuwania schadenfreude w związku z (hipotetycznym, acz wysoce prawdopodobnym) covidowym „ukoronowaniem” turystyki, czy ogólnie—jako wprowadzenie do tematyki odnoszącej się do tej szczególnej ekono- (i także socjo-) patologii, czy zajawkę przyszłych hipotetycznych tekstów, w których zajmiemy się już baszingowaniem konkretnych fenotypów wyrastających na patologicznej glebie kapitalistycznej gościnności.]

Branża—nazwijmy to—„profesjonalnej gościnności” z pozoru jest jedynie podzbiorem sektora turystyki (odpowiadającym—według ekono-wulgarystyki—„żywotnym potrzebom wakacyjnej przygody przyprawionej odrobiną luksusu”), obejmując głównie obiekty stałe (jak i w niektórych przypadkach—typu statki-wycieczkowce—pływające) wraz z ich załogami oczywiście, których zadaniem jest przyciąganie, zakwaterowanie, karmienie, pojenie, czy generalne rozrywanie tzw. turystów (a nie obejmując np. przerzutu rzeczonych turystów z miejsc ich zamieszkania do lokalizacji rozrywkowo-wypoczynkowych, czy przemysłu produkcji i wciskania tzw. pamiątek, czy przeróżnych innych gadżetów kojarzonych z „urlopowaniem”—od kremów i okularów przeciwsłonecznych począwszy, poprzez adekwatne do wcielania się w rolę turysty zestawy odzienia, aż do jachtów pełnomorskich), niemniej jednak wydaje się, że w rzeczywistości HI jest faktycznym spirytusem-movensem, który na obecnym etapie lumpen-zdekadencjonowania zachowań konsumpcyjnych wprawia całą maszynkę masowej turystyki w ruch.

Weźmy garstkę przykładów ilustrujących tą tezę:

  • Gdyby w Barcelonie nie było setek hoteli, tysięcy jadłodajni, i dziesiątków tysięcy ociekających gościnnością „apartamentów” typu a*r-b*b (jak i dziesiątków tysięcy wyrobników zdesperowanych do poszukiwania „kariery” w ramach przemysłu HI), strumienie pasażerów wypełniających plebso-loty do tej destynacji byłyby prawdopodobnie rząd wielkości mniejsze, bez względu na kulturowe walory tego miasta.

  • Gdyby tzw. samorząd w Wiśle (miejscowości na południowych rubieżach Nadwiślańskiej Neoliberalnej) poczynił kroki blokujące skutecznie możliwość stawiania gościnnych apart-hotelowych monstrów o kubaturze porównywalnej z lokalnymi pagórkami, zapadająca era bezśnieżności uczyniłaby wkrótce populację tej przeciętnie-urokliwej mieściny wolną od dziko-roszczeniowych tłumów najeźdźców i przymusu ich obsługiwania; podobne zjawisko tyczy się Mikołajek, Karpacza czy innych tego typu miejsc, w których kapitaliści upatrzyli sobie potencjał do zaindukowania przedmiotowej „gościnności”;

  • Czy Tatry jako formacja górsko-krajobrazowa były mniej atrakcyjne, czy mniej dostępne (fizycznie czy finansowo) za „komuny”, niż za neolibu? Oczywiście, że nie! Fenomen mega-kolejek do podejść na szlakach nie jest skutkiem „wzbogacenia się” społeczeństwa w drodze zadziałania magii Wielkiego Lesefera (ba! zaryzykujemy tezę, że—w przeliczeniu na medianowe prolo-godziny—„wypad w Tatry” jest obecnie bardziej kosztowny niż 40 lat temu), ani też efektem poprawy infrastruktury dojazdowej czy wspinaczkowej; fundamentem jak i motorem tej inwazji jest głównie eksplozja fenomenu kapitalistycznej „gościnności” motywowanej dutkami (w kombinacji z implementacją kultury pekuniarnej reputacji, czyli konsumpcji na pokaz), czyli faktyczną bazę dla skokowego wzrostu „zainteresowaniem” przyrodą Tatr stanowi w istocie powstała na bazie algorytmu M(t2)>M(t1) (+ leseferystycznych de-regulacji ws. tzw. prywatnej inicjatywy) baza noclegowo-kulinarna, w której rozbudowie kapitaliści (wspomagani przez goralen-volk) znaleźli źródło, którego granice eksploatacji wyznacza jeno wyobraźnia (w tym często wyobraźnia minionka kapitalistów w osobie tzw. architekta w zakresie sposobów wyciskania powierzchni „gościnnej” z areału działki inwestycyjnej).

Czyli—generalnie—różnego rodzaju mniej czy bardziej obiektywne atrakcje typu warunki naturalne (góry, morze, ciepło/zimno, słońce/śnieg etc.) lub/i zabytki czy inne artefakty kulturowe są w tej grze o statusowym podłożu jedynie pretekstem—motywem, wokół którego formuje się (i który eksploatuje) przemysł „gościnności”. Posługując się metaforą: branża „gościnności”, kierując się algorytmem auto-propagacji (wzrostu tempa przerobu „gości”), przeczesuje cały Glob w poszukiwaniu lokalizacji potencjalnych żerowisk i tam, gdzie jej zarodki natrafią na sprzyjające podłoże, na podobieństwo grzybni zaczyna obrastać taki obszar, powoli acz systematycznie transformując zaatakowaną strukturę (przyrodę, tkankę miejską etc.) w bazę do rozbudowy swoich własnych pasożytniczych komórek. Tak osadzona pasożytnicza formacja czerpie następnie energię do dalszego pączkowania, wabiąc organizmy stanowiące jej bieżące pożywienie, tj. rzeczonych turystów, oraz siłę roboczą, która—nieco podobnie jak enzymy trawienne czy mitochondria—w ramach emulacji gościnności przerabia tą karmę na zapisy służące następnie do mobilizacji zasobów na potrzeby dalszego rozrostu tej aparatury.

Dla obserwatora ukształtowanego w duchu  grawitacji „prawa” wartości taki układ może wydawać się symbiotyczny (np. miasto się „bogaci”, homo-kompost „ma pracę”, a homo-turismusy „odpoczywają”), ale nie dajmy się zwieść pozorom—mamy tu do czynienia z naturalnym dla kapitalizmu procesem eksploatacji, tyle tylko, że w tym przypadku przybiera on szczególnie perwersyjną formę, w której akty żerowania maskowane są kolokwializmami typu  „gościnność”, „miła obsługa”, „domowe jadło”,  „rodzinna atmosfera”, „aktywny relaks” etc.

Wydaje się, że nikt nie powinien mieć złudzeń co do motywów, z uwagi na które umieszczamy tytułowe hasło „gościnność” w cudzysłowie, podejrzewając tę konkretną jej formę za perwersyjną legendę mającą maskować brutalną eksploatację. Otóż jest raczej jasne, że mamy tu do czynienia z gościnnością cokolwiek wymuszoną. Wymuszoną przez co? Ano przez grawitację „prawa” wartości, której totalność prowadzi do towaryzacji nie tylko zboczy gór czy linii wybrzeża, ale także (czy przede wszystkim) stosunków/relacji społecznych. Ofiarą tej towaryzacji pada też przy okazji—jak wiele razy ostrzegaliśmy—leksykon (kontra-atakiem na co jest nieco-pokręcona niby-nowo-mowa PE-P, której celem jest odbicie/wyrwanie języka z rąk/ust cynicznych eksploatatorów).

Analizując te procesy z zasobowego punktu widzenia: dla rdzennych mieszkańców danych lokalizacji (zwłaszcza dla tych, których dochody nie mają źródła w kompleksie HI) napływowy turysta (gatunek inwazyjny) stanowi de-fakto dodatkową konkurencję (jak i nierzadko źródło dyskomfortów poza-materialnych, typu nocne peregrynacje „gości” wzdłuż szlaków piwnych). Z kolei homo-kompost zatrudniony w ramach HI angażuje swój czas celem zaspokajania kaprysów „gości”, dla których (generalnie) głównym celem wizyty jest dokonywanie aktów konsumpcji ostentacyjnej (zjawiska turbo-doładowanego dodatkowo jeszcze ostatnimi laty modą na dobrowolne subskrybcje do panoptikonu konsumerystycznego, czyli tzw. socjal-mediów).

Żeby uzasadnić użycie słowa „kaprysy”: zwróćmy uwagę na różnicę pomiędzy aktem napawania się miejscową atrakcją (zabytkiem, widokiem na/z góry, pozytywnymi wibracjami drzewo-gadżetów, powiewem wiatru w żagle etc.), a korzystaniem z „gościnności”. Otóż to pierwsze jest (co do zasady, za wyjątkiem ew. biletów wstępu/przewodników czy wynajęciem osprzętu potrzebnego do uczestnictwa w tych stymulacjach szaro-korowych) aktem zarówno darmowym jak i—teoretycznie przynajmniej—szczerym (jak i do pewnego stopnia—aktem zaspokojenia potrzeby, którą można uznać za realną tj. kontaktu z naturą/kulturą); natomiast w tym drugim przypadku działania odbywają się już całkowicie w ramach sfery zmonetaryzowanej, czyli w warunkach przymusu wywieranego przez „prawo” wartości, a więc trudno tutaj mówić o „szczerości” po którejkolwiek ze stron „lady”.

Owszem—często korzystanie ze stałych jak i ruchomych elementów składających się na stworzoną przez cywilizację industrialną bazę sektora/przemysłu turystyki (transport, zakwaterowanie, wyżywienie) jest warunkiem sine-qua-non do tego, aby mogło dojść do ww. aktu „napawania się”. Niemniej trudno nie zauważyć, że—wraz z rozwojem branży grzybni—rola, którą w tej układance pełni „gościnność”, systematycznie rosła tak, aby w końcu—gdzieś może począwszy od lat 1980/90-tych (czy wraz z upowszechnieniem się ośrodków typu all-inclusive czy choćby wspomnianych pływających behemotów wycieczkowych)—stać się dominującą. Czyli inaczej—coś, co do zasady miało pełnić rolę infrastruktury towarzyszącej (ułatwiającej „napawanie się”), na pewnym etapie ewolucji tego kompleksu pasożytniczego stało się „daniem głównym” dla Konsumenta (który de-fakto w tym poplątanym łańcuchu żywienia sam jest daniem, tj. elementem dostarczającym kalorii dla Grzybni).

Piszemy tu o kompleksie pasożytniczym, gdyż z perspektywy obrotu zasobami istota przemysłu „gościnności” niewątpliwie przypomina stosunki pasożyt-żywiciel. Pasożyt w postaci sektora „gościnności” masowej w pierwszym rzędzie żeruje na środowisku naturalnym (głównie tym, które pada ofiarą lokalnych inwazji grzybni HI, jak i w aspekcie generalnego wyrównywania gradientów energetycznych), ale także na ludności—tej rdzennej, oraz tej zatrudnionej (często importowanej)—pod dyskretnym przymusem ekonomicznym—do odgrywania roli „gościnnych gospodarzy”.  Analogia jest tym bardziej adekwatna, że w tych procesach rzadko kiedy skutkiem inwazji jest zgon „gospodarza”, tzn. jakaś część środowiska naturalnego zostaje oszczędzona spod aktów żerowania i—podobnie—zasobom ludzkim zaangażowanym w żywienie pasożyta dane jest na ogół przetrwać, a w niektórych przypadkach (np. niektórzy posiadacze nieruchomości)—wręcz prosperować; taka łagodna forma eksploatacji rzecz jasna nie jest wyrazem jakiegoś altruizmu, ale sprzyjać ma dalszej propagacji omawianej grzybni.

Teraz—parę słów o tym, na czym polegają te pełzające procesy przemiany tkanek natury/kultury oraz społecznej w materiał do rozrostu grzybni lub/i akumulacji roszczeń.

Jeśli chodzi o obszar przyrody/krajobrazu—destrukcyjne oddziaływanie lokalnych rozrostów kompleksów „gościnności” na środowisko naturalne jest wielo-wektorowe. Najbardziej widocznym aspektem jest „ogradzanie” coraz większych fragmentów obszaru zaatakowanego poprzez obiekty kompleksu HI (mega-hotele/wyciągi na zboczach gór, resorty zawłaszczające coraz dłuższe fragmenty linii brzegowych etc.). Jednak w dłuższej perspektywie jeszcze bardziej dewastacyjną odsłoną tych procesów jest zarówno umożliwienie, jak i koniec-końców—sprowokowanie, masowych przepływów „gości”, których można określić—z perspektywy grawitacji „prawa” wartości—jako nośnik energii (w znaczeniu: hajsów) niezbędnej do podtrzymania procesów homeostazy kompleksu HI.

Tu uwaga: każdy, kto podnosi krytykę skutków oddziaływań turystyki masowej na środowisko stawia się w trudnym gambicie, ponieważ niejako domyślnie domaga się, aby znaczną (w zasadzie nawet przeważającą) część turystów pośrednio pozbawić możliwości (czy też motywacji do) „napawania się” (a bezpośrednio—„wypoczynku” oferowanego przez kombinaty gościnnościowe). Gambit polega na tym, że w obecnych uwarunkowaniach jest w zasadzie tylko jeden mechanizm, za pomocą którego można by było wprowadzić taką reglamentację, tj. mechanizm cenowy. To sugerować by mogło, że jeśli chcieć by moderować procesy degradacji w tym obszarze, wykluczeniu należałoby poddać gołodoopców z prolo-kompostu (zapewne ku uciesze turystów-snobo-krezusów). Portal pozycjonujący się jako pro-prolowy narażałby się w ten sposób na zarzut niekonsekwencji, czy nawet hipokryzji.

Ripostę można zacząć od tego, że faktycznym rezultatem rozbudowy baz „gościnności” co do zasady wcale nie jest spadek cen usług w ramach tego Kombinatu, a raczej wzrost wolumenu odwiedzin „gości” (i obrotów lokalnego kompleksu HI). Albo z innej strony—do wyjątków należą lokalizacje geograficzne, w których ceny byłyby tak wysokie, aby skutkowały one „ochroną” miejscowego środowiska/ludności przed realnymi (wymienionymi w toku tej czytanki) kosztami tzw. turystyki.

Czyli—pierwszą alternatywą, która pozwalałaby uniknąć ww. dyskryminacji, byłoby po prostu ograniczenie eksploatatorom opcji dokonywania „grodzeń” (zakazy budowy nowych obiektów hotelowych/możliwości wykorzystania mieszkań do wynajmu „gościnnościowego”, poszerzanie enklaw typu parki narodowe etc.). Tymczasem neolibowe gubminty i tzw. samorządy za swoją misję uważają generalnie coś dokładnie przeciwnego, włączając w to takie inicjatywy, jak np. podciąganie tunelowanych autostrad do „kurortów”, zgody na masowe wycinki celem przyciągnięcia „inwestorów” itp. Działania moderujące są możliwe (teoretycznie) także w reżimie „prawa” wartości (plany zagospodarowania, rezerwaty, regulacje w zakresie usług hotelowych etc.). Kompleks „gościnności” bez deregulacji, które leseferyści hurtowo (gubmint centralny) lub detalicznie (gubminty lokalne) nakładają na lokalne populacje (gwoli uczciwości: często niestety za zgodą czy nawet na prośbę tych populacji dzięki mechanizmom opisanym w dalszym toku), ale przede wszystkim bez potężnych dotacji (głównie pośrednich w postaci budowy i utrzymania infrastruktury, ale również i rozdawnictwa wprost do kieszeni organizatorów „gościnności”—tu szczególne kudosy dla neolibów z UE) nigdy nie rozgrzybiłby się w stopniu, jaki mieliśmy okazję obserwować np. nad Wisłą w trakcie ostatnich ~15 lat.

Naturalnie, w praktyce znacznie wyższy poziom tego typu instytucjonalnej ochrony uzyskiwano w systemach nakazowo-rozdzielczych, gdzie gubmint/biurokracja sprawował quasi-monopol w zakresie infrastruktury stawianej i utrzymywanej celem umożliwienia czynności „napawania się” czy „wypoczynku”, nie zaś celem ułatwiania i stymulowania procesów akumulacji.

[Tu zresztą leży klu różnicy, pomiędzy kapitalizmem a „komuną” w zakresie filozofii modelu turystyki, która dominowała w tych systemach gospodarczych. W „komunie” infrastruktura pełniła właśnie rolę podporządkowaną głównemu celowi, czyli obcowaniu z przyrodą/zabytkami, i stąd wielkość nakładów rzeczowych i ludzkich kierowanych na front sektora „gościnności” podporządkowana była ekonomice, czyli poszanowaniu tych zasobów, często balansującym na granicy ascezy (co nie wszystkim się może podobało, zwłaszcza pewno jeśli chodzi o poziom wytrenowania ówczesnego personelu tych placówek w przedmiocie okazywania „gościnności”). W efekcie—i to pomimo szeroko-zakrojonych akcji dotowania wypoczynku per se (relatywnie—w przeliczeniu np. na medianowe prolo-godziny—wczasy krajowe były niewątpliwie tańsze niż obecnie)—zagęszczenie turystów było ewidentnie niższe (natomiast warunki do „napawania się” sensu stricte—generalnie lepsze). Inaczej mówiąc—ci, którzy szczerze chcieli się napawać, musieli w pakiecie przyjąć pewne dyskomforty (typu nocleg w wieloosobowym pokoju w schronisku, w namiocie, podróż auto-stopem, czy nieuprzejma obsługa w stołówce FWP). Ale tematykę tych porównań rozwiniemy może przy innej okazji.]

Natomiast najlepszą alternatywą byłaby zmiana postaw życiowych w taki na przykład sposób, aby ludziska nie znajdowali trudności w wypełnieniu swojego czasu wolnego w sposób niewymagający tracenia czasu w generalnym jego wymiarze poprzez intensywne kołowrotkowanie celem zdobycia środków do uprawiania aktów konsumpcji ostentacyjnej, w tym właśnie w postaci kupowania usług pseudo-gościnności; albo—z drugiej flanki—aby przerwać błędne koło, w którym jako remedium na frustracje wywołane przymusem sprzedawania swojego czasu ofiary tego procesu upatrują w epizodycznej eksploatacji czasu innych (w tym przypadku „gospodarzy”, czyli personelu kompleksu HI) na zasadzie być może odreagowania frustracji (w języku neolibu: ładowania akumulatorów). (Czy obecny szok covidowy stanie się katalizatorem trwałej przemiany w duchu tej ekono-racjonalności? Zobaczymy, ale jest jasne, że agenci Ekspansji w osobach gubmintowców już teraz podejmują—i będą podejmować jeszcze bardziej—próby reanimacji tego kolejnego zombi-emblematu gospodarki tzw. post-industrialnej).

Jeśli już o matriksie pasożytowania na „zasobach” ludzkich (którego klu leży w przenikających się pętlach żądz dominacji/kontroli nad cudzym czasem): kapitalizm jest o tyle zmyślnym konstruktem, że eksploatacja często jest procesem niewidocznym dla jej ofiar (czy nawet dla samych eksploatatorów). Rdzennej ludności miast/miejsc „turystycznych” często unika nawet generalnie prosta (i odwrotnie proporcjonalna) zależność pomiędzy liczbą odwiedzających ich rejon „gości” a dostępnością (cenową czy realną) mieszkań czy działek budowlanych (jak i—w pewnej części szczególnie zainfekowanych przez HI lokalizacji—dostępnością pewnych usług publicznych, typu transport, służba zdrowia etc.). Ludziska najczęściej—przynajmniej do momentu, kiedy inwazja wydaje się znajdować pod kontrolą—podchodzą do lokalnego rozwoju rozgrzybiania się branży „gościnności” z entuzjazmem (najczęstsze powierzchowne motywy tej radości to: nowe miejsca praco-rozdawania, „bogacenie się”/dżentryfikacja miasta, bogatsza oferta „kulturalna” etc.).

Z podobną zmyślnością system działa na inny typ ofiary, tj. na kompostowe trybiki zębate, które wprawiają mechanizmy „gościnności” w ruch. Prolo-kompost najemny niewolnikujący w ramach kompleksu HI służąc zaspokajaniu kaprysów „gości”, zarabia na utrzymanie swoje i swoich rodzin, często wykonując tak motywowane czynności z dużym zaangażowaniem osobistym (którego „goście” oczekują i odbierają jako coś naturalnego, a czasami nawet jako zachowania spontaniczne). (Dodać należy jeszcze, że miejsca pracy tworzone w ramach kompleksu HI można scharakteryzować generalnie jako eksploatujące siłę roboczą w sposób szczególnie prymitywny i nie-efektywny, uwidaczniając w pełni neo-feudalną odsłonę tzw. gospodarki post-industrialnej; te stanowiska prezentują generalnie coś w rodzaju odpowiednika XIX-wiecznej pod-kasty służby domowej, albo—alternatywnie—ich role mogą kojarzyć się z tymi, które wypełniały hosty w Westworld.)

Jak wspomnieliśmy jednak, ta „gościnność” jest z gruntu rzeczy fałszywa i serwowana pod niewidzialnym chomątem ekonomicznym. Inaczej mówiąc, w reżimie grawitacji „prawa” wartości praco-najemno niewolnicy niejako zatracają kontakt z rzeczywistością (perspektywą zasobową), ciesząc się z danej im przez praco-rozdawacza możliwości usługiwania zblazowanym konsumatorom jak dzieciarnia z lizaka zaoferowanego przez pedo-eksploratora. Jak pamiętamy, stosunki społeczne w „komunie”—wolne od zasłony „prawa” wartości—były stosunkowo przejrzyste dla pracowników quasi-najemnych wykorzystywanych ówcześnie np. w zakładowych ośrodkach wczasowych i przez to zaistnienie środowiska głębokiej, quasi-spontanicznej poddańczości „klientowi” występowało znacznie rzadziej, czego jednym ze skutków było (tak często wykpiwane przez obserwatorów zarówno ówczesnych jak i przez współczesnych ipeeno-ekonomistów) zjawisko żenująco niskiego poziomu obsługi; ale przecież—ponoć—ludziska udają się na wczasy, żeby obcować z naturą itp., a nie zaś po to, aby czerpać satysfakcję z pomiatania personelem czy żeby pompować ego przez bycie obsługiwanym z głęboką uniżonością, czyż nie tak?

Ponoć. My jednak zaryzykujemy postawienie tezy, że na obecnym stadium rozwoju kapitalistycznych stosunków społecznych to właśnie ta wymuszona „gościnność” stanowi motyw istotniejszy od „napawania się”, który sprawia, że „paliwo” kompleksu HI („goście”) płynie (czy coraz częściej—leci) do miejsc swojej destynacji w ilościach masowych, ponieważ predestynuje je do tego pewna szczególna presja, którą wywiera na nich jakaś kombinacja podatności na zachowania stadne, chęci „odreagowania” 11 miesięcy uniżonego usługiwania praco-rozdawaczowi, pragnień podtrzymania statusu („to gdzie lecicie w tym roku się wybyczyć?”) oraz—last but not least—wpływu wszechogarniającego kombinatu (socjal)-medialno-panoptikonowo-lajfstajlowego.

W tym kontekście w końcu także i „gości” można uznać (w pewnym stopniu przynajmniej) za ofiary kompleksu-grzybni HI, szczególnie właśnie w przypadkach, kiedy motywacją dla peregrynacji nie jest szczera chęć napawania się okolicznościami przyrody czy architektury, a raczej jedynie tylko konformizm wobec kultury konsumpcji ostentacyjnej czy instynkty, które ujawniają się na podłożu ładunku frustracji, który przez 11 m-cy/rok kumuluje się jako skutek partycypacji w silnie hierarchicznym, często stajloryzowanym lub/i pro-targeciarskim środowisku praco-najemno niewolnictwa.

Jednym z atrybutów tego generalnego kapitalistycznego środowiska organizacji pracy jest to, że system ten rzadko toleruje jakiekolwiek formy otwartej kontestacji hierarchii (która ustanawia się quasi-samoczynnie wokół abstraktu wartości wymiany), poprzez co ustala się generalna kultura spolegliwości, która wywiera presje niezbyt—jak się wydaje—naturalne dla sapiensowych szaro-kor (zwróćmy przy okazji uwagę, że „terror komuny”, choć również wymagał spolegliwości, ta dotyczyła innych obszarów życia społecznego, jak można rzec—odnoszących się generalnie raczej do wyższych poziomów maslovo-piramidy w postaci potrzeb ekspresji/wolności kulturowych czy politycznych, a przez to nacisk na medianowe szaro-kory był prawdopodobnie znacznie mniej uciążliwy i nie tak permanentny jak w przypadku codziennego uczestnictwa w praco-najemno najemniczym drylu kapitalistycznym, w którym—inaczej niż w „komunie”—nad eksploatowaną jednostką wiszą najczęściej kije w postaci widma bezrobocia oraz wysokich kosztów stałych partycypacji, typu mini-ratki, komorne, opłato-rachunki etc.).

Tak-czy-owak, artefakty tej kultury ciągłego dyskomfortu, poprzez ich totalność w jednej z podstawowych sfer życia społecznego tj. w sferze zawodowej/wytłaczania wartości dodatkowej, przenikać będą nieuchronnie do innych obszarów życia, ustanawiając szereg patologicznych wzorców wynikających z tej kultury, która wyewoluowała do postaci swego rodzaju perwersyjnej gry polegającej na umiejętnym żonglowaniu elementami dominacji i spolegliwości.

Nie można wykluczać, że spektakularny rozrost sektora pseudo-gościnności jest (czy może był) w znacznej mierze produktem ubocznym tej perwersyjnej kultury, gdzie eksploatowani próbują złagodzić swoje dyskomforty poprzez akty epizodycznego wcielania się w rolę eksploatatorów („gości”), który to fenoment stał się (obok „taniej” energii, która otworzyła perspektywy dla „tanich” podróży) prime-moverem rozkwitu pasożytującego na tych zachowaniach kompleksu pseudo-gościnności.

To tyle tytułem wprowadzenia do klimatów tej memetyki. W ewentualnych przyszłych czytankach będziemy być może podejmować próby demaskacji różnych konkretnych fenotypów, jakie może przybierać ta grzybnia.

24 komentarze do “Co w kapitalizmie rozumie się jako „gościnność”?

  1. Wole siedziec w domu non-stop

    Prolokomostowi powinno wystarczy ogladanie ladnych miejsc w programach TV, lub czytanie o nich w ksiazkach. W dawnych czasach prawie nikt nie podrozowal, a jakos ludzie zyli i to w zgodzie z natura. Teraz byleprola stac na jakis wypad turystyczny (szpanerstwo, lub totalna nieodpowiedzialnosc- zabijanie swiata), a Jak cennie zauwazyliscie narazanie prolokompostu na falszywa goscinnosc jest szkodliwe dla swiata. Prol po godzinach powinien zasiasc przed kompem (oczywiscie jak juz skonczyl obowiazkowa gimnastyke), zalozyc wirtualny helmofon i przeniesc sie wirtualnie do destynacji zwiedzania. Podobnie z zawodowym sportem, ktory jest bez sensu gdy nie sluzy tylko propagowaniu zdrowego trybu zycia, powienien odbywac sie bez publicznosci, jesli juz oczywiscie musi. Najlepiej zawodowy sport zdelegalizowac, napedza to ten instagramowy wyscig o fejm, a ile z takich rocznych zarobkow wszystkich profesjonalnych kopaczy moznaby ufundowac studni w Afryce.

    Polubienie

    1. Wole siedziec w domu non-stop

      ‘Hospitality industry’ and nie ‘hospitability industry’ wkradl sie chochlik drukarski.

      Warto tez zwrocic uwage na bezsens i szkodliwosc istnienia tych wszystkich szpanerskich barow, kawiarni i restauracji w obecnej formie – skoro piwo, kawe i jedzenie mozna kupic w sklepie samoobslugowym z samoobslugowa kasa, gdzie nie musi nam uslugiwac jakas nieszczesliwa kasjerka. Do tego po co jakies koncerty, teatry, imprezy sportowe, kina? Kiedys tego nie bylo az tak duzo a jakos wszystko funkjonowalo. No i po co tyle tych marek luksusowych i placenia 1500PLN za t-shirt z logo firmy x, lub zegarek za 50tys Euro, zeby przez chwile poczuc sie lepiej? Jakim kosztem? Ostentacyjna konsumpcja dla snobow, a ile za to moznaby studnii w Afryce wybudowac itd. itp.

      Polubienie

      1. pracownia e-p Autor wpisu

        Poprawione, thnx. PS. Rancik niby ad-absurdum (dość popularna forma dyskusji na nadwiślańskich internetach), ale miejscami inspirujący. Czekamy na więcej.

        Polubienie

        1. Wole siedziec w domu non-stop

          Swiat totalnie oszalal, a kompletnie przeciez niepotrzebnie. Kiedys prolokompost nie mial czasu nawet myslec o jakis tam wartosciach abstrakcyjnych, a teraz jak widac same z tego problemy. Kto by pomyslal, ze przy tym powszechnie panujacym dobrobycie spolecznym, byle jaki prol nadwislanski, nawet za kilka 500+ na swoje dzieci, moze obecnie wraz z cala rodzina udac sie do Afryki aby dotknac bloczka piramidy w Egipcie. Taki prol moze zanurkowac w Burgas, moze udac sie do Wloch – to straszny cios dla srodowiska, a prol nawet o tym nie wie, albo co grosze ma to w doopie – dlaczego to jest takie straszne i smutne, i dla kogo? Trzeba sie zastanowic w jakim celu taki prol moze miec mozliwosc podrozowania w takie miejsca i po co to robi? To sa pytania na ktore nie znamy pelnych odpowiedzi, najprawdopodobniej prol jest zaprogramowany podprogowo. Dodatkowo robi to dla szpanu albo z glupoty nieswiadomosci o roznorakich negatywnych skutkach swoich durnych wycieczek. Prol ma ogrodek, ma park pod domem, ma szybki internet – co mu wiecej do szczescia potrzeba? Pojedzie taki prol w takie np. gory, nachla sie, nazre, wyjedzie kolejka na Gubalowke zjesc gofra, popatrzy dookola, beknie i zjedzie na dol, a pozniej powrot do domu i przechwalki wsrod znajomych gdzie to on nie byl, czego nie robil i jakiego szczytu nie zdobyl. A prolokoledzy wysluchaja z otwartymi gembami tych opowiesci i az ich z zazdrosci trzepie, pozniej zaraz po powrocie do domu neta odpalaja i bukuja dla swoich Jessik i Alankow wyjazdy do miejsc turystycznych gdzie sa pseudogoszczeni przez mieszkajacych tam wykorzystywanych finansowo kucharzy, recepcjonistow, barmanow i cala reszte unizonych i ponizanych uslugujacych im nieszczesnikow.

          Polubienie

    2. pracownia e-p Autor wpisu

      Z tymi studniami dla Afrykanów to nie jesteśmy do końca przekonani. Może zamiast wrzucania pieniędzy w studnie lepiej byłoby zasponsorować czarnoskórym autochtonom wkład własny pod kupowanie apartamentów pod wynajem krótkoterminowy białoskórym turystom (wędka zamiast ryby w studni)? Nad realizacją tego przedsięwzięcia mógłby czuwać Sławek Samo-Dobro-Mzuri, który zdobył odpowiednie doświadczenie w łowieniu nadwiślańskich jelonków antylop kredyciarskich. A studnie pewno same by powstały – kiedy ściekające z tego schematu bogactwo przesączyłoby się przez pokłady saharyjskiego piasku.

      Polubienie

      1. Wole siedziec w domu non-stop

        Przeciez lepiej tam jest, tak jak jest teraz – spokoj i relaks – moga sie calymi dniami wylegiwac i delektowac pieknem natury. Po co im tam jeszcze bialych turystow wysylac? Na co to komu? Ustalilismy juz, ze to jest zle i bezsensu. Przeciez zadeptaliby im sciezki, smieci ze soba przywiezli, do tego miejscowi beda musieli im uslugiwac i ponizac sie za poldarmo, masaze robic, szklanki po nich myc, to troche uwlaczajace – nie uwazasz? A przeciez maja tyle innych ciekawaszych i mniej kontrowersyjnych rzeczy do roboty. Duzo lepiej bedzie dla tych wszystkich afrykanow zeby nikt z turystow do nich nie przyjezdzal, nigdy. Przynajmniej nie zniszcza im srodowiska, nie beda na nich wymuszac (wbrew ich woli, lub trikiem oglupiajacym) tych falszywych postaw goscinnosci na ktore oni wcale nie maja ochoty. Bedzie pieknie i o to wlasnie chodzi w zyciu. Podroze to lipa, przereklamowane sa, w TV mozna wszystko zobaczyc i to o ile taniej i bezpieczniej dla srodowiska, ja wole wyjsc do parku i sobie posiedziec na lawce. Powinni zakazac w ogole tego typu wyjazdow, bo to do niczego dobrego nie prowadzi, choroby sie roznosi, spolecznosc tubylcza cierpi – nie jestesmy w stanie na cos takiego pozwolic jesli chcemy zeby nasz swiat przetrwal. Jedyna nadzieja juz chyba tylko w Musku, ze nas wywiezie na orbite docelowo. Nic sie na tym swiecie nie zmieni jesli ludzie beda tak bezmyslni 😦

        Polubienie

        1. pracownia e-p Autor wpisu

          Ok – przyjmujemy do wiadomości, że na bazie tego samego motywu można spłodzić liczbę wersów ograniczoną tylko wolnym czasem twórcy i w związku z tym jest to ostatnia zaaprobowana przez naszego admina do publikacji zwrotka tej ekono-piosenki w założeniu (jak się domyślamy) mającej wykpić przedstawioną w czytance krytykę sensu istnienia przemysłu gościnności (a nie turystyki per se), zwłaszcza że autor tego na-jedno-kopytowego refrenu postanowił zignorować (czy nie uchwycił) meritum tej krytyki.

          Polubienie

        2. Wole siedziec w domu non-stop

          A tak z ciekawosci zapytam, jak Pracownia wyobraza sobie turystyke bez hospitality industry? Bo dla mnie wygladaloby to troche tak jakbysmy organizowali wyscigi konne bez koni.

          Wiki: [ciach! oszczędzajmy pixele]

          Polubienie

          1. pracownia e-p Autor wpisu

            Porada #1 dla „ciekawych”: Czytać komentowaną czytankę, a potem zadawać pytania. Porady dla tych, którzy mają ambicję skutecznego zbaszingowania tekstu: #1 przeczytać przedmiotowy tekst #2 wybrać ulubiony fragment do zbaszingowania (nie zapominając o kontekście), zacytować i spróbować przedstawić argumenty al contrario, #3 być ostrożnym z argumentami ad absurdum, ad personam, ad chochołem etc., żeby krytyka miała szanse zostać zaaprobowana przez admina #4 pamiętać, że cudzy (a zwłaszcza niezmonetyzowany) blog nie został (w przeciwieństwie do obiektów kapitalistycznej gościnności) stworzony pod kątem usatysfakcjonowania/rozładowania frustracji „gości”; inaczej: jak mawia Yves Smith – „komentowanie to przywilej, a nie prawo”.

            Polubienie

        3. Wole siedziec w domu non-stop

          Moim zdaniem troche polegliscie na tej czytance, bo obecnie turystyka bez hospitality industry po prostu nie istnieje. Ale czekam z niecierpiwoscia na kolejne proby orania HI (ale nie turystki), jako szkodliwej, bo chyba nastepne odcinki czytanki byly w planach. Prola w koncu stac na to zeby kawalek swiata zobaczyc, a Wy mu chcecie odebrac wolnosc! Nie ladnie Parcownio, nie ladnie! Juz zapomnieliscie jak to fajnie jest na wakacjach? Czas na urlop 🙂

          Polubienie

          1. pracownia e-p Autor wpisu

            Owszem, czas na urlop od komentowania ad-absurdum, z czym zgodził się automat WP, umieszczając powyższą dobr0-radę w spamie. Zaczynamy wierzyć w dobroczynną moc IOF.

            Polubienie

  2. Wole siedziec w domu non-stop

    Skoro nikt sie nie wypowiada, to moze ja dodam jeszcze swoje 3grosze. Takie dosc banalne pytanie o przyszlosc/terazniejszosc, jesli mozna: skoro ten sektor HI jest jednym z ‘najbardziej ekono-patologicznych sektorow tzw. gospodarki w kapitalizmie’ to na jakie inne miejsca pracy Pracownia proponowalaby zastapic te miejsca pracy tych wszystkich wykorzystywanych pracownikow ktorzy obecnie w HI pracuja? Na pewno Pracownia ma na to jakis pomysl, ktorym tutaj zablysnie intelektualnie.
    I jesli mozna to prosze tez podzielic sie planem dla tych wszystkich urlopowiczow, ktorzy korzystali z tego parologicznego sektora – co oni powinni zrobic z wlasnym czasem i na co wydawac pieniadze, skoro HI to zly pomysl – oczywiscie jesli mozna zapytac autora bloga o tego typu sprawy, tak zamiast baszingowania.

    Polubienie

    1. pracownia e-p Autor wpisu

      „Miejsca pracy? Say that one more time! I dare you! I double-dare you …..my friend!” 😀

      PE-P optuje za 100% bezrobociem, jeśli ktoś się jeszcze nie zorientował.

      Polubienie

      1. Wole siedziec w domu non-stop

        Przepraszam – faktycznie troche (nawet bardzo) z tym wpisem sie wyglupilem (pownienem byl wziac pod uwage poprzednie artykuly Pracownii na tym blogu).

        W takim razie do rozstrzyginiecia pozostaje juz tylko ta ostatnia nurtujaca mnie kwestia zorganizowania czasu wolnego tym wszystkim urlopowiczo-wczasowiczo-turysto-podroznikom, ktorzy wczesniej z tego typu uslug HI korzystali. Czy tu pojdziemy w strone komputerowo-wirtualnej rzeczywistosci i wyrafinowanych helmofonow pobudzajacych zmysly? Czy moze jakies farmakologiczne wsparcie dla tych wszystkich zdolowanych naglym brakiem HI, do ktorego sie juz przyzwyczaili I z uslug ktorego lubieli tak bardzo korzystac? Czy moze jest jeszcze jakas inna/inne droga/drugi ktore Pracownia brala pod uwage? Najprawdopodobniej najrozsadniejszy bedzie mix na taki detoks?

        Polubienie

        1. Wole siedziec w domu non-stop

          W takim razie czy chec wyeliminowania “ekono (i socjo) patologii” w postaci HI, nie jest proba organizowania czasu tym ktorzy do korzystania z tej (nie)patologii przywykli? Czyz po wyeliminowaniu tej (nie)patologii, z powodu jej braku, powinni oni zajac sie czyms innym?

          Polubienie

  3. pracownia e-p Autor wpisu

    Gwoli wyjaśnienia wątpliwości czy doprecyzowania konkluzji naszej krytyki Przemysłu Gościnności: nie należy jej utożsamiać z totalną krytyką turystyki per se, choć oczywiście jest wiele aspektów/odsłon aktywności turystycznej, którym poważna krytyka się jak najbardziej należy. Natomiast funkcjonuje wiele form turystyki, które minimalizują (czy często w ogóle obchodzą) omawiane w czytance patologie eksploatacji (eksploatacji zarówno środowiska, jak i cudzego czasu). Oto garść przykładów takich form:
    • wędrówki z wykorzystaniem noclegów samo-obsługowych w różnych postaciach, jak np. opisane w tym tekście;
    • biwakowanie, które w niektórych krajach (np. Szwecja, Norwegia, N.Zelandia), można uprawiać praktycznie gdzie dusza zapragnie i to za friks;
    • zapoznawanie się z innymi miejsco-kulturami na zasadzie kauczserfingu;
    • zawijanie do egzotycznych lokalizacji za pomocą wynajętej żaglówki z kojami—opcja nieco bardziej górnodecylowa, ale nadal minimalizująca angażowanie wysiłku osób trzecich do realizacji naszych zachciewajek podróżniczych (okrojoną „lumpen”-wersją tej formy będzie kampering);
    • agro-turystyka alá nadwiślańska „komuna”—czyli korzystanie z gościny (najczęściej w ramach klanu rodzinnego) w zamian za pomoc w obrządkach/żniwach.

    Polubienie

    1. Wole siedziec w domu non-stop

      Pracownio, przyklady sa przyjemne, choc czasem lekko oderwane od rzeczywistosci – tak tylko sie zastanawiam jaki % tej aktywnosci ktora obecnie nazywamy ‘tursytyka’ one wszystkie oddzwierciedlaja, 2-3%? Czyli zostaje reszta 97-98% – czy o tej ‘reszcie’ cos dobrego tez mozemy powiedziec? Czy nie bardzo jest co?

      Polubienie

        1. Wole siedziec w domu non-stop

          To, ze udzial jest tak maly oznacza chyba tylko, ze ludzie preferuja sie turystykowac w inny bardziej wyrafinowany sposob i szukaja nieco innych doznan. No i jak wszedzie, znalezli sie cfaniaki ktorzy za kapuche proloturystow u siebie zaspokoja na odpowiednim poziomie. Ale w sumie teraz kazdy, nawet z minimalnym budzetem, moze sobie pojezdzic po swiecie – a tak nigdy wczesniej nie bylo. Czy to dobrze, czy zle? Po co zyjemy na tym swiecie? Jedni zeby wiecej zobaczyc i przezyc przygody, inni zeby wiecej zjesc. Jeszcze jakas pewnie droga po srodku, i jest jeszcze jakas inna opcja?

          Polubienie

          1. pracownia e-p Autor wpisu

            Tak, tak, taśmociąg dostarczający prolo karmy dla grzybni HI z obu stron jej otworów chłonących prolo-godziny działa (czy raczej – działał), bo taka jest wola Wielkiego Lesefera i wobec tego musimy przyjąć to za samo-dobro. Ale na tym koniec, Panie Wolę Siedzieć w Domu i Wrzucać Non-stop Apologetyzmy dla Systemu Eksploatacji – żadne Wasze luźne wynurzenia w tym temacie już tu nie przejdą (a próby ich popełnienia będą skutkować dodaniem IP do algorytmu wrzucającego wynurzenia prosto do skrzynki spam, z której nie będą nigdy odkopane) i w bonusie otrzymujecie 14-dniowy urlop od komentowania we wszystkich innych wątkach. Takie są zasady stalinizmu panujące na naszej blogo-ziemi.

            Polubienie

  4. 3r3

    Dużą część takiego wyjazdu wakacyjnego zabiera wyjaśnianie dziecku przyczyn, przebiegu i charakterystyki tych stosunków społecznych jakie zastaje w miejscu wypoczynku ostentacyjnego.

    Polubienie

    1. Wole siedziec w domu non-stop

      Jak sie nie bedziesz uczyl to tez bedziesz roznosil talerze z zarciem vs zobacz taki mlody chlopak a juz pracuje i zarabia? Podroze ksztalca, czy jakos tak to szlo. Konsumpcja wypoczynku ostentacyjnego dla mnie kojarzy sie tylko z superluksusem i obsluga superriczerow. No ale tez ciezko miec pretensje, ze ktos chce zaplacic za nocna imprezke z kolegami rownowartosc ceny kwadratu w Warszawie, pozostaje tylko sie cieszyc ze skapowania, bo przeciez mozna bylo to zaparkowac na Kajmanach, a nie w gardle.

      Polubienie

    2. pracownia e-p Autor wpisu

      Nie traćcie cierpliwości, 3r3 – bachor chwyci szybciej niż niejeden „dorosły”, który czynności fokkowania cudzego czasu i Planety uważa za swoje prawo nadane mu przez Wielkiego Lesefera, jak np. Pan-Robot ‚Wolę Non-Stop Ignorować Treść Czytanek PE-P Żeby Móc Dalej z Czystym Sumieniem Wyrównywać Gradienty’. PS. Wasze wynurzenia zdradzały ciągoty prepersowskie, ale jak rozumiemy w skórę prepersa wcielacie się tylko na potrzeby budowy swojego intersieciowego imażu, a w realu preferujecie sączyć pinakolady w ramach all-inklusiwu, bachorki powierzając czułej opiece guwernantki z Dalekiego Wschodu?

      Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.